Pamięci Belgów osadzonych w strzeleckim więzieniu w 1944 roku.

Zatrzymany w Antwerpii przez Gestapo podczas akcji „Noc i mgła” - Henk Verheyen, członek belgijskiego ruchu oporu trafia do więzienia w Gross – Strehlitz. Poznajmy jego historię i wspomnienia związane ze strzeleckim więzieniem.

(zdjęcie zbiory własne)



Na budynku bramy głównej Zakładu Karnego nr 1 w Strzelcach Opolskich znajduje się pamiątkowa tablica z napisami w języku niderlandzkim, francuskim i polskim. Widniejący tam napis głosi: "NA PAMIĄTKĘ BELGOM ZAMKNIĘTYM W WIĘZIENIU W 1944 ROKU PRZEZ GESTAPO I DLA TYCH KTÓRZY TU UMARLI".

W okresie II wojny światowej strzeleckie więzienie – Zuchthaus Gross Strehlitz – jako jedno z kilkuset ogniw nazistowskiego wymiaru sprawiedliwości, było aparatem represji wobec wrogów państwa. W tym czasie wykonywanie najwyższych kar ciężkiego więzienia na Górnym Śląsku odbywało się właśnie w Strzelcach. Więźniów trzymano tu bezterminowo, a o zwolnieniu decydował prokurator, który sam uznawał, czy pobyt w więzieniu przyniósł oczekiwany efekt. O roli strzeleckiego więzienia w tamtym czasie decydował fakt jego bliskiego położenia w pobliżu dworca kolejowego. Było to niezmiernie ważne w kwestii transportu więźniów. W instrukcji dotyczącej przewożenia więźniów z dnia 8 grudnia 1906 roku czytamy, że transport między więzieniami miał odbywać się głównie z wykorzystaniem kolei. Określała ona także m.in. sposób transportowania więźniów, rodzaj stosowanych w tym celu wagonów, wielkości eskorty, itp. 

321744a.jpg
Zakład karny widziany z placu przed dworcem kolejowym, zdjęcie z 1933 roku.
(źródło: Oberschlesien im Bild nr 4, 1933)





transporty.jpg
Kierunki transportów belgijskich więźniów „NN” do aresztów i zakładów karnych – zatrzymanych w ramach akcji („Noc i mgła”). Wielu z nich tego nie przeżyło, duża część trafiała później do obozów koncentracyjnych. W latach 1942-1944 było to ok. 7000 osób.
(źródło: www.euprojekt-zuchthaus-hameln.de)




W strzeleckim więzieniu zostali osadzeni więźniowie różnych narodowości, gł. Francuzi i  Belgowie, którzy zostali aresztowani w ramach akcji „Noc i mgła”. Ze źródeł dowiadujemy się, że w dniu 30 października 1944 roku dużą część tych więźniów przetransportowano z „naszego” więzienia do obozu koncentracyjnego w Gross – Rosen. Transport ten obejmował 962 osoby. Według niektórych źródeł przez strzeleckie więzienie przewinęło się ok. 2000 osób aresztowanych w ramach akcji „NN” („Nacht und Nebel”). W samym więzieniu zmarło ok. 40 Belgów, jednak miejsce ich pochówku do dziś nie jest znane.

Henk Verheyen jest Belgiem, który przeżył koszmar II wojny światowej i obozów koncentracyjnych. Strzeleckie więzienie jest jednym z miejsc, z którym związały go wojenne losy.

                                                               Clipboard03.jpg
Henk Verheyen w 2008 roku.
(źródło: De Laatste Getuigen Uit Concentratie – En Vernirtigingskampen)




Henk Verheyen urodził się 10 marca 1925 roku w Berchem, w Antwerpii (Belgia). Miał 15 lat, gdy 10 maja 1940 roku hitlerowskie Niemcy zaatakowały równocześnie Belgię, Holandię i Francję. W grudniu 1942 roku, mając 17 lat dołączył do zbrojnego ruchu oporu w Antwerpii. W tej grupie działało 32 chłopców, średnia wieku wynosiła 18 lat. Działalność belgijskiego ruchu oporu przejawiała się głównie w zakresie wywiadu oraz sabotażu w komunikacji i przemyśle, zaopatrywaniu się w broń i likwidowaniu zdrajców, kolaborantów i konfidentów. 

W dniu 27 czerwca 1943 roku w ramach akcji „Nacht und Nebel” (Noc i mgła) Gestapo zastawiono na nich zasadzkę. „Nacht und Nebel” to akcja prowadzona w latach 1942 – 1944 przez niemiecką Policję Bezpieczeństwa w okupowanych krajach Europy Zachodniej. W grudniu 1941 roku Hitler wydał ogólnik zatytułowany: „Wytyczne w sprawie ścigania przez władze okupacyjne przestępstw przeciwko Rzeszy na terenach okupowanych”, który został podpisany przez OKW Keitla. Na tej podstawie osoby cywilne podejmujące działalność wymierzoną przeciwko państwu niemieckiemu i jego siłom zbrojnym miały zostać potajemnie przewiezione do Niemiec i przekazanie do dyspozycji sądów specjalnych i tzw. ludowych. Zarządzenie to dotyczyło szczególnie przypadków, kiedy nie było dostatecznych podstaw do wydania wyroku kary. Od 1942 roku więźniów tych deportowano do obozów koncentracyjnych, głównie do Natzweiler i Gross-Rosen. W 1944 roku wszyscy więźniowie oznaczeni kryptonimem „NN”, którzy przebywali jeszcze w więzieniach zostali przekazani do tych obozów. Tam mieli być oddzieleni od innych więźniów w obozie, ich nazwiska zostały zachowane w tajemnicy; nie posiadali prawa do wymiany korespondencji, ani też nikt z rodziny nie mógł znać miejsca ich pobytu, mieli „rozpłynąć się w nocy i we mgle”. Akta dotyczące więźniów opatrywano pieczęcią Geheim (tajne). W sumie w latach 1942 – 1944 deportowano do Niemiec około 7000 więźniów ”NN”.

Henk Verheyen został wówczas aresztowany wraz z dwudziestoma trzema członkami ruchu oporu w Coebergerstraat Antwerpii. Początkowo odsiadywali areszt w Belgii w Sint-Gillis, następnie zostali wywiezieni do Niemiec. W III Rzeszy odbywali areszt w Essen, tam również  skazano ich na kary od dwóch do sześciu lat więzienia za "pomaganie wrogowi". We wrześniu 1943 roku Henk Verheyen został osadzony w obozie w Esterwegen. Przeżył horror dwuletniego pobytu w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Przeżył "marsz śmierci" w kierunku obozu koncentracyjnego w Dachau. Wyzwolenia doczekał w obozie w Flossenbürgu. 
Piętnastu z dwudziestu trzech wspólnie z nim aresztowanych członków jego grupy oporu zginęło. Jego wspomnienia z pobytu obozie w Esterwegen, jak również w więzieniu w Gross – Strehlitz (obecnie Strzelce Opolskie) oraz w obozie pracy w Langenbielau (obecnie Bielawa, woj. donośląskie), który był obozem filialnym KL Gross-Rosen opisuje w swojej książce Het Sanatorium, Herinneringen aan de nazitijd (Sanatorium, Wspomnienia z okresu nazistowskiego). Tytuł książki „Sanatorium” jest oczywiście przenośnią często używaną przez nazistów. Pierwszy raz z  tym określeniem Henk Verheyen się spotkał w areszcie w Antwerpii. Jak sam wspomina, usłyszał z ust strażnika: "Zawodnicy są zmęczeni; muszą teraz odpocząć w sanatorium”. Oczywiście na myśli miał więzienie lub obóz koncentracyjny, gdyż takim żargonem posługiwali się naziści, a stamtąd nie było już odwrotu. Wszyscy, którzy sprzeciwiali się ideologii nazistowskiej zostali wysłani tam dla „polepszenia zdrowia”. Na zawsze ...

droga.jpg
Więzienno-obozowa droga Henk'a Verheyen'a.
(źródło: De Laatste Getuigen Uit Concentratie – En Vernirtigingskampen)








Poniżej przedstawiam fragmenty wspomnień Henk’a Verheyen’a dotyczące pobytu w więzieniu w ówczesnych Strzelcach:

"[...] Transport z Esterwegen do Strzelec odbywał się pociągiem w wagonach trzeciej klasy. Siedzieliśmy ściśnięci blisko siebie, na i przy drewnianych ławkach, nawet na regalach bagażowych. Ale mogliśmy patrzeć przez okno: była polowa maja, środek wiosny. Po trzech dniach jazdy ujrzeliśmy ogromne fabryki, szerokie pola, ciemne lasy, duże miasta i piękne wioski. Ujrzeliśmy znowu ludzi w cywilnych ubraniach.Mężczyzna, którego przydzielono do naszego konwoju prosto z więzienia w Gandawie, miał w swoim skromnym bagażu książkę Felixa Timmermansa “Pallieter”.  Prawdziwe bogactwo! Czytałem ją pomiędzy miastami Hamm i Berlin. Tak jak Pallieter objął łapczywie radość  życia, spijałem jego słowa i radowałem się z panującej na zewnątrz wiosny.  Dotknęła mnie cicha melancholia, ale to nie zagłuszało mojej wiary i nadziei. [...] Świat był w wojnie. W okrutnej, obrzydliwej wojnie. Świat pachniał na zatracenie. Powietrze ciążyło od gróźb. Wioski leżały przyciemnione. Nasz pociąg podążał do obozów śmierci i zniszczenia. [...]

[...] Nasza podróż biegnie przez Hamm, Berlin i Breslau (obecnie Wrocław - przyp. M.L.). W tych miastach zatrzymujemy się nocą na postój. Niemcy wierzą potajemnie, że alianci zbombardują nas, zmiotą z kart historii. W czwartek 18  maja 1944 roku dotarliśmy do Strzelec. Krótki marsz dzieli nas od oddziału karnego. [...] Wyładowali! Nowina jest ogłaszana od celi do celi, od korytarza do korytarza. W całym więzieniu słychać doping. Naszą radość wykrzykujemy przez okna na zewnątrz. Słychać trzaskanie w drzwi i grzejniki. Strażnicy ryczą przekleństwa i krzyczą “spokój!”. Po czasie entuzjazm ustaje, robi się spokojnie. [...]

[...] Każdego dnia, noszą strażnicy broń przy pasie. Ich bat leży luźno w dłoni. Podczas tak zwanej przechadzki zauważyliśmy karabiny maszynowe zainstalowane na dachu. Prawdopodobnie chcą być przygotowani na wszystko. Z taką grupą partyzantów nigdy nie wiadomo. [...]

[...] Pomysł o ucieczce (ze strzeleckiego więzienia – przypomnienie M.L.) pojawił się z nienacka, podczas marszu po deptaku. Po zewnętrznej stronie baraku przy oknach wisiały okiennice, które zamykane były wieczorami i blokowane za pomocą belki. Wzdłuż środkowej części przed oknami zostały zamontowane metalowe pręty. Za zamkniętymi na klucz drzwiami, nikt nie miał szansy na ucieczkę, myśleli pracownicy wiezienia. Ale z ostrożności strażnicy sprawdzali wszystko co godzinę. Wtedy strażnik przekręcał kluczyk, który wisiał na ścianie naszego baraku. Po tym jak ciężka brama dziedzińca uderzyła, miałem dokładnie godzinę aby stąd uciec. Dwóch kolegów, których imion nie mogę sobie przypomnieć, chciało również zaryzykować. Trzaśnięcie bramy dawało zielony sygnał. Śruby z metalowych prętów w oknach zostały poluzowane, poluzowana belka, okno uchylone. Świeże powietrze wiało w moją twarz i nerwowy dreszcz biegnie po całym moim ciele. Aby żwir, który znajdował się na dziedzińcu nie robił hałasu pod naszymi stopami, nasze drewniaki owinęliśmy w nasze koszule. Biegniemy wzdłuż więzienia, równolegle do ściany dwadzieścia metrów od nas. Za nią kilka rozrzuconych domów i śląskie pola skąpane w dojrzałym lecie. Nagle w ciszę nocną wkrada się z nienacka krzyk. Nad naszymi głowami, nie wiadomo dlaczego, stoi niemiecki więzień. Widział nas przechodzących i w nadziei na zmniejszenie wyroku zaczął wznosić alarm. Szybko skręcamy w prawo i wracamy do naszego baraku. Zamykamy okiennice i mocujemy na nowo pręty w oknach. Ostatnia śruba jeszcze nie do końca na swoim miejscu, a do baraku wpada dziesięciu strażników, broń w rękach!. Brutalnie odciągnięto nas od prycz. Za pomocą broni ustawili nas w szeregu. Padały pytania: “Kto był na zewnątrz?” Bez odpowiedzi. Pytanie zostało powtórzone. “Nikt? W takim razie ukarany zostanie cały barak”. Robię krok do przodu, dwaj koledzy naśladują moje zachowanie. “Kim jest ten czwarty?”. Jesteśmy zszokowani, nie było żadnego czwartego. “Oni widzieli prawdopodobnie ducha, Panie strażniku”. Za tą sugestię zostałem ukarany uderzeniem pięścią. Poczułem smak krwi w ustach. Musiał być czwarty winowajca, więc stał się nim mężczyzna pochodzący z St Niklaas. Przypadkowy więzień wskazany przez jednego ze strażników. Ten mężczyzna miał zapalenie opłucnej, przez wysoką gorączkę ledwo stał na nogach. Na żelaznych schodach, które prowadziły na trzecie piętro, strażnicy zauważyli, że ten mężczyzna nie dał by rady na ucieczkę. Kiedy mężczyzna został prowadzony z powrotem do baraku, każdy z nas został zamknięty na całą noc w izolatkach. [...] Drzwi zatrzaskują się za mną. Światło księżyca przenika przez zakratowane okno. To była wąska, mała cela. Położyłem się na pryczy. Nagle poczułem coś na moim policzku. Uderzyłem i od razu wycelowałem. Od razu poczułem ten swoisty dla pluskwy zapach. Od razu zeskoczyłem z pryczy i zacząłem kontrolować materac. Zauważyłem kilka czerwonobrązowych insektów. Z obrzydzeniem złożyłem prycz z powrotem do muru. Usiadłem na krześle pod oknem, położyłem ramiona i głowę na stole i próbowałem zasnąć. Ale szkodniki wdrapują się po nogach stołu i krzesła, wzdłuż moich nóg, w poszukiwaniu krwi-tak samo jak i nazistowscy mistrzowie. Wstaje, pluskwy spadają ze mnie jak umarłe liście z drzewa. Zadeptuję parę, ale dochodzę do wniosku, ze to przegrana wojna. Te bestie nie dadzą mi spokoju. Nie pozostaje mi nic innego jak chodzić z jednego końca celi na drugi. Chodzę całą noc. Przesłuchanie na temat mojej ucieczki i przeniesienie do karcera następnego poranka jest dla mnie ogromną ulgą. [...]

[...] Kiedy zatrzasnęli za mną drzwi celi (karcera dnia następnego – przyp. M.L.), najpierw nie mogłem ujrzeć nawet swoich wystawionych przed siebie ramion. Stopniowo jednak zacząłem dostrzegać na czarno zamalowane okno i stalowe kraty, które na jeden metr od okna i drzwi, od podłogi do sufitu tworzyły rodzaj klatki. Pomiędzy kratami przylegającymi do prawej ściany znajdowało się wymurowane podniesienie. To było moje łóżko, bez materaca, przez pierwsze dni bez kołdry, osiem długich dni. Zostałem skarany za mój wybryk. Jedna kromka chleba grubości kciuka, kubek wody, to wszystko co przekazywano mi w ciągu dnia przez moje kraty. Wiadro stało za kratami, tak aby można było sikać między prętami. Ale aby się móc załatwić, musiała klapa klatki być do góry. Musiałem dawać sygnał strażnikowi, ten przychodził, otwierał klapę podawał wiadro, a ja mogłem się załatwiać. 
Co robi człowiek całymi dniami w ciemnościach? Ja byłem jeszcze młody i jeszcze nie całkowicie zniedołężniały. Dlatego czasami wspinałem się po prętach do góry. Drugiego dnia ta niewinna gimnastyka wywołała alarm, strażnik zauważył, przez judasza w drzwiach, że podłoga mojej celi jest pusta. Do głowy mu nie przyszło spojrzeć w górę. Drzwi otworzyły się i trzech strażników z hukiem wpadło do mojej celi. “Na dół małpo” grzmi rozkaz, który od razu wykonuję. Wydają mi też rozkaz, abym nigdy więcej nie podnosił się z mojej kamiennej podłogi. Co zrobiłem posłusznie. Bo w celi obok słyszałem już brzęk łańcuchów. A do ściany za moimi plecami było przytwierdzonych kilka żelaznych ringów.
Od wody i zimnych kamieni dostaję po paru dniach bóle brzucha i biegunkę. Zaczęło się w środku nocy, nie zdążyłem nawet dać sygnału strażnikowi. Szybko ściągałem spodnie, w kącie, blisko wiadra, na zewnątrz krat. Przy drugim ataku nie zdążyłem do kata, a przy następnym nie postawiłem nawet kroku. Resztę nocy nie dałem rady wstać z kamiennej posadzki, a do całej reszty nie przywiązywałem uwagi, niech się dzieje co ma się dziać. Kiedy rankiem otworzyły się drzwi celi, strażnik zdążył tylko zawołać: ”co to za świński chlew?”. Uwięziony belgijski doktor przyszedł do mnie w celu wizytyNagle zamiast kubka wody dostarczono mi kubek płatków jęczmiennych i koc którym okryłem swoje z zimna drżące ciało. Kiedy po ośmiu dniach znowu mogłem spać w dziennym świetle, oślepiało mnie i zemdliło mnie po schodach prowadzących do luksusu - celi z pryczą. [...]

[...] Mimo, że nasze akta oskarżenia otrzymaliśmy już w obozie w Esterwegen, zostaliśmy wezwani do sądu w Strzelcach. Mieliśmy nasze obywatelskie garnitury, które mieliśmy na sobie podczas zatrzymania w Antwerpii. Podróżowały z nami od obozu do obozu, założyliśmy je na te okazje. Ubrania wisiały na naszych chudych ciałach. 
W dniach 15 i 16 sierpnia 1944 roku maszerowaliśmy w szesnastkę, poprzez Gustav Freitagstrasse (dzisiaj to ul. Jordanowska w Strzelcach Op. – przyp. M.L.)do budynku w którym znajdował się IV Trybunał. W sali siedzieliśmy z przodu w ławie oskarżonych, strażnicy za nami i przy  drzwiach wejściowych. O wyznaczonej godzinie rozpoczęła się ceremonia: wejście trzech sędziów w czarnych togach, sekretarz i tłumacz. Wstać! Siadać!. Wywoływanie imion wywołało śmiech na sali. Błąd w pisowni spowodował, że zamiast Deroluou został wezwany Deronlon, niemieckie Vermuilen zastępowało Vermeulen.  Wzbudzało to śmiech na sali. Strażnicy krzyczeli ”spokój”. Następnie zostało odczytane oskarżenie: przynależność do zakazanej organizacji "Feindbegunstigung". Następnie każdy z osobna został pociągnięty do odpowiedzialności. W większości zaprzeczamy. Sędziowie byli zakłopotani, nie wierzyli nam i powiedzieli że mamy przestać kłamać. Większość z nas rozmawiała po niemiecku. Tłumacze siedzieli tam często wynagradzani przysłowiowym boczkiem i fasolą. Często byli niedokładni. Podczas popołudniowej przerwy wszyscy szli jeść, za wyjątkiem nas. Zostaliśmy zamknięci w przylegającym lokalu i zostawieni sam na sam z naszym głodem. Werdykt usłyszeliśmy następnego dnia, wczesnym popołudniem. Musieliśmy słuchać na stojąco: ”Przestępstwa kodeksu karnego nr 91". Kara: sześć, cztery i dwa lata przymusowej pracy dla większości z nas. Cała ta maskarada nie miała większego znaczenia, za naszymi imionami stały śmiertelne litery "NN" [...]. Mój przyjaciel Hary Heuvelmans został skazany na Esterwegen. Tam usłyszał od dyrektora więzienia, że zmienił swoje zdanie i zostaje zwolniony z obozu pracy. Strażnik wyprowadził go na podwórze, tam czekali na niego agenci Gestapo. Położyli ręce na jego ramieniu i lakonicznie stwierdzili ”jesteś aresztowany”. Bez zbędnych ceregieli został zabrany na stacje i tam umieszczony w transporcie w kierunku Mauthausen. Ostatecznie wylądował on w obozie koncentracyjnym w Dachau [...] 

[...] Kiedy ponownie wszedłem do swojej celi zamieniłem swój niedzielny krawat i skórzaną teczkę. Towarzyszący mi strażnik dał mi za to porządny kawałek chleba. Te “luksusowe” atrybuty nie będą mi już potrzebne w odległej cywilizacji. [...]".

W tym miejscu kończą się wspomnienia dotyczące pobytu w więzieniu w Strzelcach, dalsze losy skierowały go do obozu filialnego KL Gross-Rosen w Langenbielau (dzisiejsza Bielawa), następnie przeżył marsz śmierci w głąb Niemiec i wyzwolenia doczekał w obozie w Flossenburg'u.
W 1991 roku do Strzelec Opolskich przybyła spora grupa belgijskich kombatantów. W tym czasie została zamontowana również pamiątkowa tablica, o której wspomniałem na początku.

dokument.jpg
Fragment dokumentu zawierającego listę nazwisk więźniów przekazanych z obozu Esterwegen do więzienia w Strzelcach, oznaczony klauzulą „Tajne” (Geheim!), wydany  dnia 12 kwietnia 1944 roku.
(źródło: www.noz.de // foto:Gerd Schade)




-rysunek z 1944.jpg
Rysunek przedstawiający budynek kuchni, piekarni i pralni wykonany przez jednego z Belgów osadzonych w strzeleckim więzieniu, widziany z okna celi w skrzydle D, w której przesiadywał.
(źródło: Kucharz A., I skończyłem w więzieniu. Wspomnienia naczelnika słynnego kryminału, Strzelce Op. 2016)





DSC_0154.JPG
Widok z lotu ptaka na Zakład Karny nr 1 w Strzelcach Opolskich, rok 2006.
(zdjęcie ze zbiorów E. Dalibóg)





P1150953.JPG
Boczna brama ZK nr 1 w Strzelcach Op., widok od strony ul. Dworcowej. Najprawdopodobniej tą bramą byli wprowadzani do więzienia Belgowie.
(zdjęcie zbiory własne)







W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować Marii Bienia za przetłumaczenie z języka niderlandzkiego fragmentów tekstu dotyczącego pobytu Henk’a Verheyen’a w strzeleckim więzieniu oraz Edwardowi Dalibóg za zasygnalizowanie tematu.






Tekst opublikowany po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl) dnia 03. 07.2016  |  22:00









Bibliografia:
    1. De Laatste Getuigen Uit Concentratie – En Vernirtigingskampen. Geïnterviewd door jongeren uit Vlaamse, Brusselse en Waalse secundaire scholen. vzw 'De werkgroep 10 december 2008' (Ostatni świadkowie z obozów koncentracyjnych i zagłady. Rozmowy przeprowadzone przez młodych ludzi z Flandrii, Brukseli i Walonii ze szkół średnich. Stowarzyszenie "Grupa robocza 10 grudnia 2008")
    2. Konieczny A., Akcja Noc i mgła w okupowanych przez III Rzeszę krajach zachodniej Europy, Wrocław 1995.
    3. Kucharz A., I skończyłem w więzieniu. Wspomnienia naczelnika słynnego kryminału, Strzelce Op. 2016
    4. Kurek A., Niemieckie więzienia sądowe na Śląsku w czasach III Rzeszy, Kraków 2007.
    5. Verheyen H., Het Sanatorium, Herinneringen aan de nazitijd, Hadewijch Antwerpia-  Baarn, 1994. (Sanatorium, Wspomnienia z okresu nazistowskiego).

Strony internetowe:
  1. http://www.getuigen.be/Getuigenis/Verheyen-Henk/het-sanatorium/index.htm
  2. http://www.noz.de/lokales/soegel/artikel/484393/namen-von-fast-2700-ns-opfern-im-emsland-entdeckt#gallery&0&0&484393
  3. http://www.euprojekt-zuchthaus-hameln.de



Komentarze