Wspomnienia
I Komunii Świętej sprzed ponad pół wieku.
Miesiąc
maj w kościele katolickim, to okres I Komunii Świętej. Pierwsza
komunia święta jest uroczystością, w której podczas mszy świętej
wierni po raz pierwszy przyjmują Eucharystię, czyli zgodnie z
wyznawaną przez siebie wiarą prawdziwe ciało Jezusa pod postacią
chleba. Kościół dopuszcza do pierwszej komunii św. wiernych,
którzy znają podstawowe prawdy wiary i rozumieją dokonujące się
podczas mszy św. przeistoczenie. Pierwsza komunia święta jest
ważnym wydarzeniem nie tylko dla przyjmujących i ich rodzin, lecz
także dla całej wspólnoty parafialnej. W Polsce wiek przyjęcia I
komunii świętej ustalony jest obecnie na trzecią klasę szkoły
podstawowej. Dzieci przygotowują się do tego dnia przez cały rok.
A
jak wyglądała I Komunia Święta sześćdziesiąt, siedemdziesiąt
czy osiemdziesiąt lat temu?
Dziewczęcy
i chłopięcy strój pierwszokomunijny z pierwszej połowy XX wieku.
(zdjęcia
z domowego archiwum Mariusza Lipoka)
Dnia
12 czerwca 2005 roku obyła się w parafii p.w. św. Wawrzyńca w
Strzelcach Opolskich jubileuszowa uroczystość. Wzięli w niej
udział strzeleccy parafianie, którzy przed pół wieku, a czasem
jeszcze dawniej przystąpili do I komunii świętej. Po uroczystej
mszy świętej „jubilaci” spotkali się w Domu Kultury
Chrześcijańskiej przy kawie i cieście. Był to czas wspomnień i
refleksji. Głównym inicjatorem i organizatorem spotkania była
pani Hiacynta Skrzypek. Ona również zebrała odpowiednie
materiały i zainicjowała wydanie drukiem wspomnień uczestników
spotkania. Pomysł ten zyskał akceptację ówczesnego księdza
proboszcza Wolfganga Jośko. Wspomnienia ukazały się w jednym z
numerów pisma parafii św. Wawrzyńca w Strzelcach Opolskich –
„Głos św. Wawrzyńca”.
Pozwolę
sobie zacytować kilka fragmentów wspomnień z tego spotkania celem
ukazania charakteru pierwszej komunii świętej sprzed ponad pół
wieku.
Anna,
lat 96: „Do
pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej przystępowałam w Jemielnicy
w roku 1918. Proboszczem był ks. Grunt. Nauka religii była w języku
polskim. W szkole obowiązywał język niemiecki. Ubiór komunijny
śląski, czyli „po chłopsku”: czarna jakla i czarna kiecka, ale
fartuch musiał być biały. Pończochy i buty czarne. Na głowie
obowiązkowo wieniec z mirtu. Uroczystość w domu bardzo skromna.
Matka sama z dziećmi. Ojca nie było w domu, bo to czas wojenny. O
prezentach nikt nie myślał. Dla nas liczyło się najwięcej to, że
przystąpiliśmy do Komunii Świętej. Trwam w wierze do dziś.
Pozwolił mi Pan Bóg przeżyć tyle lat w zdrowiu i za to Mu jestem
wdzięczna. A o biedzie tamtych lat nie myślę. Jestem wdzięczna
rodzinie, która nas z matką zaprosiła na śniadanie do swojego
domu po uroczystości w kościele. Do domu miałyśmy daleko, a od
północy nie można było nic jeść, bo obowiązywał post
eucharystyczny. Dla dziewięcioletniej dziewczynki to było wielkie
wyrzeczenie. Zaproszenie przyjęłyśmy więc z radością. Dziś, po
wielu latach, gdy o tym pomyślę, zawsze zakręci mi się łezka w
oku ze wzruszenia.”
Władysława,
lat 76: „Dzieci
przed pierwszą spowiedzią przepraszały swoich rodziców i całowały
w rękę. Sam dzień I Komunii był uroczystością całej parafii, a
że parafia była mała, to wszyscy żyli jak jedna rodzina. W tych
czasach obowiązywał post eucharystyczny: od północy nie można
było nic jeść ani pić. Tego wszyscy bardzo surowo przestrzegali.
Po uroczystej Mszy Świętej na placu kościelnym było wspólne
śniadanie. Dzieci pierwszokomunijne, rodzice i goście zasiadali
przy stołach, które przed uroczystością sami przygotowywali.
Wszystkie zniesione produkty były wspólne. Po śniadaniu wszyscy
wracali do swoich domów. Nikt nie pytał o prezenty. Ludzie żyli
skromnie, bo też były to trudne lata przedwojenne.”
Irena,
lat 70: „I
Komunię św. przyjęłam 14 maja 1944 roku w kościele p.w. św.
Wawrzyńca w Strzelcach Opolskich. Do przyjęcia Pana Jezusa po raz
pierwszy przygotował nas proboszcz parafii Karol Lange. Nasz rocznik
było ostatni, który przyjął I komunię świętą za niemieckich
czasów. Moja mama była bardzo zatroskana, wiedziała, że ojciec
nie będzie na mojej uroczystości, bo był na wojnie, a sytuacja
wojenna szła w bardzo niedobrym kierunku i ojciec nie otrzymał
urlopu. Brat był również na froncie, ale przybył do domu niemal w
ostatniej chwili, późną nocą w sobotę, a już w niedzielę
wieczorem musiał wracać. Już jako mała dziewczynka zdawałam
sobie sprawę z tego, jak moja mama bardzo się martwi, czy ojciec i
brat wrócą szczęśliwie do domu po zakończeniu wojny. Uroczystość
I Komunii Świętej była bardzo wspaniała. Każda rodzina przybyła
na tę uroczystość pieszo. Kościół był pięknie przystrojony i
pełen ludzi, a dzieci komunijne przepięknie ubrane. Byłam bardzo
wzruszona i czułam, że chwilę przyjęcia po raz pierwszy Pana
Jezusa do swojego serca zapamiętam na zawsze. Sama uroczystość
komunijna odbyła się w gronie rodzinnym, były drobne prezenty,
którymi się bardzo cieszyłam. Zabrakło mi jednak pamiątki
pierwszokomunijnej, czyli obrazka, bo w tym czasie proboszcz nie mógł
ich zdobyć, nad czym ubolewam. Kiedy wracałam z nieszporów
zobaczyłam na stacji pociąg z rannymi żołnierzami. Lżej ranni
spacerowali po chodnikach. Dwaj z nich dołączyli do nas i zostali
zaproszeni przez mamę do domu. Pamiętam ich zadowolenie i łzy
płynące po policzkach, bo nie pamiętali, kiedy ostatnio pili kawę,
jedli świąteczny kołacz czy tort.”
Elżbieta,
lat 68: „Do
I spowiedzi i Komunii Św. przystąpiłam w dniu 7 lipca 1946 roku.
Był to pierwszy rocznik powojenny. Było nas bardzo dużo, bo
w 1945 roku nie było uroczystości pierwszokomunijnej w naszej
parafii. Nie było żadnych katechizmów w języku polskim, a w
szkole już uczyliśmy się po polsku. Do komunii przygotowywał nas
ks. Kudlek. Nie było żadnych podręczników, więc pisał na
tablicy, a my uczyliśmy się tego na pamięć. Sprawiało to nam
dużo trudności, bo do roku 1945 uczyliśmy się w szkole po
niemiecku. Ksiądz Kudlek też nie umiał dobrze mówić po polsku.
Sama uroczystość była bardzo wzruszająca, bo dzieci już w
spokoju mogły iść do kościoła, bez strachu, że ktoś z lasu
będzie ich gonił... Ubiory dla mnie i siostry mama odkupiła, bo na
nowe nie było pieniędzy. Buty miałyśmy kupione jeszcze przed
wojną „na talony” i były o dwa numery za małe. Ale były. Z
domu do kościoła w Jemielnicy jechaliśmy furmanką, a to tylko
dlatego, że w całej wiosce był tylko jeden kucyk – spadek po
wojskach radzieckich. Na obiad mama przyrządziła królika, a na
podwieczorek były drożdżowe bułeczki. Od chrzestnej matki
dostałyśmy z siostrą filiżanki i spodki. Sam dzień I Komunii,
pomimo uroczystej oprawy w kościele, był dla mnie smutny. Nie było
naszego ojca. Nie wiedziałyśmy o nim nic, czy żyje, czy jest w
niewoli. Takich smutnych dzieci było wiele. Mama starała się ukryć
swoją gorycz, ale my to doskonale wyczuwałyśmy. Radość nastąpiła
później, gdy ojciec szczęśliwie wrócił do domu.”
Zigrun,
lat 60: „Mój
dzień I Komunii był wyjątkowy, jak wyjątkowe było otoczenie.
Otóż całą uroczystość miałem u sióstr zakonnych. One to
uświetniły cały ten dzień. Rodzice mieli inne problemy... Na
rozpoczęcie uroczystej mszy śpiewaliśmy pieśń „Zróbcież Mu
miejsce, Pan idzie z nieba”... Teraz, po latach, ile razy śpiewam
tą pieśń, zawsze sobie przypominam dzień Pierwszej Komunii... Na
religię chodziliśmy do salek katechetycznych, które były tam,
gdzie obecnie znajduje się parking. Religii uczyła nas siostra
przełożona z klasztoru przy ulicy Kościuszki. Pierwszą Komunię
przyjąłem 30 maja 1954 roku. Były to bardzo trudne czasy dla
Kościoła, z czego jako dzieci nie zdawaliśmy sobie sprawy. Na moim
obrazku pamiątkowym jest Matka Boska z napisem: stulecie dogmatu o
Niepokalanym Poczęciu NMP. Po nieszporach zrobiliśmy grupowe
zdjęcie. Naszym proboszczem był wówczas ks. Zbaniuszek. Przed
pójściem do kościoła rodzice udzielili nam błogosławieństwa.
Tak było przed pół wiekiem i dawniej.”
Rodzinne zdjęcie pamiątkowe z I Komunii Świętej z 1944 roku.
(źródło: zbiory Edward Dlibóg)
Opublikowane
po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl) dnia
30. 05.2015 | 21:49
Źródło:
1.
Głos św. Wawrzyńca. Pismo parafii św. Wawrzyńca w Strzelcach
Opolskich, nr 2 (64) 2005.
Komentarze
Prześlij komentarz