"[...]
Szybko wyskoczyliśmy z łóżek i wrzuciliśmy coś na siebie.
Powstańcy byli znów bardzo blisko. Zebrali się przy bramie
wjazdowej na Suche Łany i jak dzicy rozproszyli się po okolicy.
Poszliśmy do kuchni, gdzie było najbezpieczniej. Nagle się
skuliliśmy, bo jedna z kul zabłądziła w naszej spiżarce. [...]"
Hrabina
Sybilla, księżniczka von Reuss z mężem - hrabią Wolfgangiem
zu Castell - Castell przed przejażdżką konną na tle pałacu w
Strzelcach Opolskich; lata dwudzieste XX wieku.
(źródło: Gaworski
M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)
Trzecie
powstanie śląskie było ostatnim z trzech zbrojnych zrywów
polskiej ludności na Śląsku, a jego efektem końcowym było
przyznanie Polsce znacznie większej części Górnego Śląska, niż
pierwotnie zamierzano.
Rozpoczęcie
powstania poprzedził plebiscyt, który odbył się 20 marca
1921 roku. W głosowaniu dopuszczono udział osób, które wcześniej
wyemigrowały ze Śląska. W tym celu z Niemiec przyjechało 182 tys.
emigrantów, z Polski - 10 tys. Ostatecznie w plebiscycie wzięło
udział ok. 97 proc. uprawnionych osób, z czego ok. 19 proc.
stanowili wcześniejsi emigranci. Za przynależnością do Polski
głosowała mniejszość - 40,3 proc. głosujących. Komisja
Plebiscytowa zdecydowała o przyznaniu prawie całego obszaru
Niemcom, a Polska miała otrzymać tylko powiaty pszczyński i
rybnicki. Na tę wieść wcześniejsze pojedyncze strajki
niezadowolonych z trudnych warunków materialnych i bezrobocia
mieszkańców regionu przekształciły się 2 maja w strajk
generalny, który objął 97 proc. zakładów pracy.
W
nocy z 2 na 3 maja rozpoczęło się powstanie. Walki trwały dwa
miesiące. Powstańcy zdołali opanować prawie cały obszar
plebiscytowy, później broniąc go przed siłami niemieckimi.
Najpoważniejsze starcia miały miejsce w okolicach Góry Świętej
Anny. W III Powstaniu Śląskim wzięło udział około 60 tys.
Polaków - jak podają źródła historyczne, 1218 spośród nich
poległo, 794 odniosło rany.
Na
temat powstań śląskich powstało wiele publikacji, opracowań i
wspomnień uczestników.
Dzisiaj
chciałbym zaprezentować nieco odmienny punkt widzenia na to
wydarzenie, a mianowicie przedstawić wspomnienia tamtych dni
widziane oczami hrabiny Sybilli zu Castell – Castell, księżniczki
von Reuss.
„[...]
To był zły dzień dla Niemców, gdyż okazało się, że Strzelce
Wielkie stanęły w 53% po polskiej stronie. Więc przyszłość
wyglądała bardzo czarno. Ten bardzo zły wybór zawdzięczamy w
pierwszej kolejności polskiemu duchowieństwu, które wtedy bardzo
obcowało z Polakami i nakłaniało ludność, a szczególnie
kobiety, aby głosowały za Polską. Prałat Glowatzky w Wysokiej
zrobił sławny wyjątek, ludność niemiecka w tych okolicach ma mu
wiele do zawdzięczenia. [...] Próbowałam dowiedzieć się w
urzędach i u urzędników czy trzeba się spodziewać akcji ze
strony Polski, bo jeżeli tak, to wyniosłabym wszystkie nasze
drogocenne rzeczy. Starosta Grospietsch zapewniał mnie, że nigdy
jeszcze nie było tu tak spokojnie jak w tej chwili, mogłam, więc
być spokojna. Potem, z moją starą panną Bertą Dorner
przeprowadziłam się do Kalinowa. Tam w ogóle nie było
bezpiecznie.
Polacy
zrobili się bardzo bezczelni i zuchwali. Wypadki i kradzieże stały
się codziennością. Ja zawsze miałam naładowaną strzelbę w
mojej sypialni, ale z którą niestety w razie czego, dużo bym nią
zrobić nie mogła. Lepszą obroną był natomiast młody leśniczy
Schnurra, który mieszkał pode mną i miał nas chronić. Dlatego,
że byłam taka samotna przyjechała do mnie moja matka. To było
bardzo miłe dla mnie. Mieliśmy razem parę przyjemnych i wartych
wspomnienia dni, nie wiedząc, co nas jeszcze czeka. 30 kwietnia
zostaliśmy zaproszeni przez Strachwitzów na przyjęcie do
Szymiszowa. Państwo Brühl przypadkowo także przyjechali ze
Strzelec. Graliśmy w brydża i dosyć późno wróciliśmy z
powrotem do Kalinowa. To była bardzo piękna i spokojna noc z
widowiskowym niebem, z gwiazdami i przyjemnym zapachem wiosny.
Następnego ranka razem zjedliśmy śniadanie, wykonywałam właśnie
moje prace domowe, gdy zadzwonił telefon. Agnes Brühl powiadomiła
mnie, że Polacy przygotowują się do powstania. Powstańcy w dużych
grupach przesuwają się pod Górę św. Anny, więc mamy jak
najszybciej się spakować i spróbować przedostać się do
Strzelec. To był bardzo duży szok. Pobiegłam najpierw do
inspektora Strokoscha, który powiedział, że już o piątej nad
ranem słyszał, że Polacy się zbierają i mają złe zamiary.
Powstańcy byli już w drodze. Gdyby tylko inspektor powiedział o
tym prędzej, można by jeszcze dużo uratować z naszego dobytku. A
tak to tylko spakowaliśmy parę rzeczy, każda po jednym małym
kufrze. Ja ubrałam dobre buty i myśliwskie ubranie, żeby na
wszelki wypadek być przygotowaną. Po dwudziestu minutach
wyruszyliśmy w drogę, moja matka, Berta i ja, ze skrzypcami pod
ręką i z suczką Sylwią na smyczy. Wujek Karl rozkazał, że
dziewczęta mają zostać na miejscu. To była już najwyższa pora.
Bez problemu mogliśmy zostać odcięci przez Polaków idących z
Kalinowa.
Powstańcy
w Kalinowie, 1920.
(źródło: Gaworski
M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)
W
Strzelcach wszyscy byli nerwowi i zaskoczeni zaistniałą
sytuacją, nikt do końca nie wiedział co się dzieje. Brühlowie
byli w wielkim strachu, ponieważ mówiono, że Polacy maszerują do
Strzelec. Wujek Karl posłał jeszcze wiadomość do Kalinowa, żeby
miejscowi ludzie spakowali nasze srebra i wywieźli je polnymi
dróżkami. To się na szczęście udało i samochód z naszym
majątkiem przyjechał pod wieczór. Dziwne natomiast było, że
powstańcy nie dotarli jeszcze do Kalinowa. Przez cały wieczór i
noc było jakoś dziwnie spokojnie. Wujek Karl rozkazał wszystkim
leśniczym, aby przyszli do zamku, dla naszego bezpieczeństwa.
Wszyscy przebywali w męskiej jadalni. W ten sposób noc spędziliśmy
całkiem spokojnie. Następnym dniem była niedziela. Poszłam z
matką do kościoła.
Otoczenie
było bardzo spokojne. Berta nalegała na to, aby wrócić jeszcze do
Kalinowa, by uratować jak najwięcej pozostawionych rzeczy tam.
Pojechała zaraz po obiedzie. Popołudniu przyjechali Strachwitzowie
z Szymiszowa. Potem przyszedł starosta i trafił dokładnie na
podwieczorek. Jeszcze nic nie wiedząc mówił, że cały ten pucz,
że to całe powstanie nie jest niebezpieczne i że po paru dniach
wszystko ucichnie. Strachwitzowie byli troszkę zdenerwowani i wnet
pojechali do domu. Ja byłam zaniepokojona, ponieważ samochód,
którym Berta pojechała po swoje rzeczy jeszcze nie wrócił.
Za
parę chwil zadzwonił telefon. To inspektor Strokosch z Kalinowa
pytał, czy Berta już wróciła. W Rożniątowie powstańcy
próbowali odciąć pojazdowi drogę. Strzelali do niego, kazali, aby
samochód zawrócił. Dzięki Bogu po chwili samochód przyjechał.
Udało im się w ostatniej chwili przedostać. Berta w dużym
pośpiechu zapakowała wszystkie kufry i torby bielizną, sukienkami,
butami. Napakowała tyle, ile tylko mogła ze sobą zabrać. To był
naprawdę bohaterski czyn i gdyby tych rzeczy nie uratowała, to jak
się później okazało, stracilibyśmy wszystko. Te ubrania były w
tej chwili bezpieczne, ale dużo nie brakowało, aby i je utracić.
Byłam Bercie za to bardzo wdzięczna. Niedługo później nadeszła
wiadomość od Strachwitzów. Mówili, że tylko z wielkim trudem
przedostali się do domu. O mało by zostali złapani przez
powstańców. Jednak wieczór, jak ze zdziwieniem stwierdziliśmy,
przebiegł spokojnie. Wokół krążyły tylko jakieś plotki, znowu
na noc zostali z nami leśniczy. Następnego ranka poszłam z mamą
na spacer. Park wyglądał przepięknie w swojej majowej
okazałości. Wszystko rozkwitało, nigdy jeszcze nie widziałam
miejsca z tyloma odmianami roślin. Po całym stresie wcześniej
przeżytym, dobrze nam to zrobiło. Na południe przygotowano pyszny
obiad z pstrąga, co mamie bardzo smakowało.
Po
południu, tak, około 16:00, gdy prawie siedzieliśmy przy herbacie
doszła wiadomość, iż polscy powstańcy skoncentrowani w grupie
maszerują na Strzelce. Dozorca Martin wszedł zaraz na wieżę i
meldował: Są już przy wieży Ischl i w dużej gromadzie szybko się
zbliżają. Również od strony Warmątowic maszerują grupy
powstańców. Teraz zaczęło się już na poważnie. Można już
było usłyszeć strzały z daleka. Niemiecka Samoobrona, która była
dobrze zorganizowana, lecz rozbrojona, prosiła kontrolera
powiatowego o broń, jednak ich prośba została odrzucona. A więc
broniło nas tylko paru Włochów i Francuzów. Polacy byli coraz
bliżej i bliżej, dużo strzelano, w końcu weszli do zamku, do
Niebieskiego Salonu i na schody. Sytuacja była bardzo niekorzystna.
Włosi dobrze się bronili, natomiast Francuzi trzymali polską
stronę. Ze swoją artylerią strzelali zawsze w złą stronę.
Widziano ich potem, jak śmiejąc się i gestykulując jechali przez
rynek. Dopiero, gdy ogień zaczął się szybko rozprzestrzeniać i
powstańcy byli już bardzo blisko, zdecydowano, że Brühlowie, moja
matka i ja powinniśmy uciec do Starszego Leśniczego, który
mieszkał
w ratuszu, tam gdzie mieściła się kasa powiatowa. Spakowaliśmy,
więc to najważniejsze, biżuterię, skrzypce, pieniądze, naszego
psa Sylwię i próbowaliśmy się przedostać do ratusza. Nie było
to łatwe zadanie, gdyż na drodze były porozstawiane karabiny i
kule latały nam nad głowami. Szliśmy przyciśnięci do ściany.
Ktoś zabarykadował drzwi ratusza, więc w ten sposób spędziliśmy
jeszcze parę minut w strachu przed drzwiami czekając, aż wpuszczą
nas do środka. U Generlichów świętowano bierzmowanie jednego z
dzieci. Przy stole siedziało dużo gości, którym wyraźnie
przeszkadzaliśmy. Oni też bardzo się bali. Usiedliśmy przy nich i
czekaliśmy, co się następnie wydarzy. Na zewnątrz był duży
hałas, szum i krzyk. Od czasu do czasu ktoś przychodził i
meldował, jak wygląda sytuacja. Walka o Strzelce trwała aż do
późnej nocy. Gdy sytuacja wydawała się bez wyjścia, do walki
mogła nareszcie wkroczyć Samoobrona, niestety zbyt późno.
Angielski kontroler powiatowy był w Starostwie. Niby siedział pół
nocy w kącie jednego pokoju na ziemi, gdyż Polacy tak szybko się
tam znaleźli, że nawet nie wiedział, z której strony przyszli.
Prowadził od czasu do czasu negocjacje z powstańcami. Dopiero,
gdzieś około 11:30, udało mu się wynegocjować dwunastogodzinny
rozejm. Byliśmy bardzo szczęśliwi z powodu tej krótkiej przerwy w
zaprzestaniu walki. Ale nie odważyliśmy się przejść z powrotem
do okupowanego zamku. Brühlowie zastali w pokoju gościnnym
Generlichów. Ja i moja matka przebywaliśmy z innymi urzędnikami,
na kanapach. Wczesnym rankiem, o godzinie 5 poszliśmy z powrotem do
domu, a że na skos widzieliśmy kontrolera powiatowego w domu
Krausego przy goleniu się, wywnioskowaliśmy, że w tym momencie nic
nam nie grozi. Poszliśmy, więc jeszcze się przespać.
Było
przed ósmą rano, gdy Berta wbiegła do pokoju. Polacy znowu atakują
– mówiła. Szybko wyskoczyliśmy z łóżek i wrzuciliśmy coś na
siebie. Powstańcy byli znów bardzo blisko. Zebrali się przy bramie
wjazdowej na Suche Łany i jak dzicy rozproszyli się po okolicy.
Poszliśmy do kuchni, gdzie było najbezpieczniej. Nagle się
skuliliśmy, bo jedna z kul zabłądziła w naszej spiżarce.
Zjedliśmy szybko śniadanie, w trakcie, którego kucharz Mange
robił z dużym spokojem ducha kule z masła, do tego nie dając
sobie w tym przeszkadzać. Potem poszliśmy do ratusza. Atak
powstańców znów został stłumiony. W jednej z kilku przerw w
walce, doradzono nam, abyśmy poszli do starostwa, gdzie byli już
Brühlowie. Przeprowadziliśmy się, więc , tylko z najważniejszymi
drogocennymi rzeczami. Tam zostaliśmy przez całe popołudnie. Nikt
nie wiedział nic dokładnie na temat sytuacji na zewnątrz, wszyscy
stracili głowę. Ja troszczyłam się o mamę, która miała duże
problemy żołądkowe. Nie służył jej cały ten stres i trud.
Udało mi się w kuchni starostwa znaleźć dla niej nie ugotowane
jajko. To było zdumiewające, jak mama dobrze się trzymała. W
południe, gdyż wszystko ucichło, odważyliśmy się znów przejść
z powrotem do zamku. Zdołaliśmy coś tam zjeść. Kontroler
powiatowy, którego zadaniem była nasza obrona, i któremu ta cała
sytuacja się nie podobała. Szukał jakiejś okazji, aby wuja Karla
i mnie wyprowadzić z okolicy oblężonej przez powstańców, gdyż
podejrzewał, że możemy stać się polskimi jeńcami. Powiedziano
nam, że na wszelki wypadek mamy być gotowi do odjazdu.
Późnym
popołudniem, w końcu, przejeżdżał francuski samochód jadący w
stronę Opola. Wujek Karl nie chciał jechać z nami, lecz kontroler
nalegał. Do samochodu wsiedli jednak Brühlowie, mama i ja razem z
psem. Jechaliśmy z francuskim żołnierzem i z francuską flagą
obok kierowcy. Dzięki tej fladze przejechaliśmy niezauważeni przez
linię ataku powstańców w pobliżu Suchej. Strzelce zostały przez
nich odcięte od świata. Ta podróż nie była najprzyjemniejszą,
jednak w Opolu byliśmy już bezpieczni. Opolski dworzec kolejowy
przypominał magazyn pełen ludzi. Były tam tłumy mieszkańców,
którzy uciekli z zajętych przez powstańców terenów. Opowiadali
bardzo złe rzeczy o okrucieństwach, jakie powodowali powstańcy.
Powstanie rozprzestrzeniło się już na cały Górny Śląsk,
musiało być bardzo dobrze zaplanowane. Wieczorem Brühlowie mogli
pojechać do Seifersdorf, a mama i ja zdecydowałyśmy, że
pojedziemy do Korfantowa do Olgi Pückler, by pozostać w pobliżu
Strzelec. Myślałyśmy przecież, że to powstanie nie potrwa zbyt
długo.Późnym
wieczorem dotarłyśmy do Łambinowic. Ale stamtąd nie można było
iść dalej, musiałyśmy przenocować i to w takim bajzlu, że słów
brak, aby to opisać.Następnego
ranka, ku zdziwieniu Olgi, dotarłyśmy do Korfantowa.
Komisja
sojusznicza przed pałacem w Strzelcach Opolskich.
(źródło: Gaworski
M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)
Zostałyśmy
bardzo mile przyjęte przez Karola – Friedricha i Olgę.
Mieszkałyśmy tam prawie dwa miesiące. Wolfi, który w Obersdorfie
bardzo tęsknił za mną, za jakiś czas do nas przyjechał. Potem
nastały ciężkie dni. Niemiecka Samoobrona się zorganizowała.
Generał Hofer pozbierał dużo wojska, również ze środkowych
Niemiec. Przeważnie byli to studenci, ale niestety między nimi było
także mnóstwo złych ludzi. Samoobrona chciała odzyskać Górny
Śląsk. Główna kwatera generała Hofera mieściła się w
Głogówku. Sylvi Pückler był jego adiutantem. Karol – Friedrich
pojechał do Wrocławia i pracował w biurze Samoobrony. W Zielone
Świątki Samoobrona zdobyła Górę św. Anny. Wszędzie słyszano
odgłosy armat dochodzące z tych stron. Mówiono, że to była
bardzo krwawa walka. Obydwie strony były bardzo okrutne. Dopiero
później powstańcy dotarli do Kalinowa. Niemcy byli już w
Rożniątowie, kiedy dla naszego zgorszenia dostali rozkaz od
niemieckiego rządu, że mają się wycofać i wrócić do Kalinowa.
Nie umieliśmy tego pojąć. Dostawaliśmy tylko niepełne wiadomości
o sytuacji w Strzelcach. Powstańcy mieszkali w Kalinowie w naszym
domu i już zdążyli go splądrować. Główna kwatera powstańców
mieściła się w Warmątowicach.
Na
całym Górnym Śląsku sytuacja nie wyglądała za dobrze. Kto tylko
mógł, uciekał jak najdalej. W Niemodlinie, u hrabiego Praschmy
zamek był pełen uchodźców. Ci młodzi mężczyźni wszyscy
walczyli w Samoobronie i większość z nich była bardzo dzielna. W
Puszynie, niedaleko Niemodlina, do Ballestrmów przyjechali
Ratiborowie ze swoimi sześcioma dziećmi. Musieli uciekać na
ciężarówce. Powstańcy zajęli Rudy. Sissy skradziono część jej
biżuterii. Także Hohenlohowie ze Sławięcic przyjechali do
Puszyny. Wszyscy uciekaliśmy zabierając ze sobą bardzo mało
bagażu, mieliśmy mało ubrań. Nawzajem sobie pomagaliśmy.
Pamiętam jeszcze, że musiałam pożyczyć Sissy mój kapelusz, gdy
ta jechała do Opola. Później kupiliśmy materiał i sami szyliśmy
sobie ubrania. Wszyscy starali się być dzielni, ale sytuacja
stawała się coraz bardziej napięta i niepokojąca. Niemiecki rząd
był bardzo słaby, nie dał nam żadnego wsparcia. Nic dla nas nie
uczynili, nie kiwnęli nawet palcem.
Pewnego
dnia usłyszeliśmy, że Strzelce, Gliwice i Bytom zostały oddane
przez generała Lerond powstańcom. To nie była dobra wiadomość.
Poradzono mi, że mam jechać do Opola do generała Leronda i wstawić
się za Strzelcami. Tylko kobieta najprędzej mogła coś zdziałać.
Z wielkim bólem serca podjęłam się temu wyzwaniu. Jeszcze żadna
podróż nie przyszła mi tak ciężko. Dostałam audiencję u tego
starego lisa, poprosiłam go, aby oszczędził Strzelce od kradzieży,
albo przynajmniej żeby trzymał czuwającą rękę nad naszym
majątkiem. A on mi na to odpowiedział, że nie ma tylu oddziałów,
aby bronić Zamek Strzelce Wielkie i nic mi nie mógł obiecać. To
też chyba nie był najlepszy dzień, aby mu przedstawić moją
prośbę. Anglicy, gdy tylko dowiedzieli się o polskim powstaniu i
zauważyli, że generał Lerond nic przeciwko temu nie działa, a
tylko jeszcze wspomaga powstańców, wysłali swoje oddziały, które
właśnie dziś rano dotarły na miejsce. Całe miasto było jakby
naelektryzowane. Jakiś angielski znajomy Wolfiego, Colonel Swaine
trafił na nas po drodze i powiedział, że to wyścig z czasem, kto
będzie pierwszy, czy powstańcy czy też oddziały angielskie, które
miały zapobiec plądrowania miasta. Telefon nie działał,
linia była uszkodzona. Swaine był bardzo zdenerwowany i wściekły
na Francuzów. Na szczęście Anglicy pierwsi przybyli do miasta i
zapobiegli nieszczęściu. Powstańcy zostali zmuszeni do wycofania
się na wschód. Anglicy zaczęli wprowadzać porządek.
Parę
dni po ich wejściu zostaliśmy powiadomieni, że Polacy przed
wycofaniem wysadzili nasz dom w Kalinowie. Razem ze wszystkim, co
było w środku. Ta wiadomość bardzo nas zszokowała. Teraz już
nie było nic do ratowania. Pücklerowie i wszyscy sąsiedzi byli
teraz bardzo mili i robili, co w swojej mocy, aby te ciężkie dni
nam trochę osłodzić. Dzięki znajomościom Sylvi Pückler, Wolfi
dostał samochód z angielskim oficerem jako ochronę i pojechał do
Kalinowa, by sprawdzić czy jeszcze da się coś uratować spod
gruzu. Udało mu się uratować niewiele rzeczy. To, co po eksplozji
zostało zabrała Niemiecka Samoobrona, załadowali na ciężarówki
i wywieźli. To była po prostu zwyczajna kradzież. Nawet z pomocą
generała nie udało się nic więcej odzyskać. Po paru dniach
pojechałam do Strzelec i spotkałam się z Wolfim. Zamek był
otoczony przez angielskich żołnierzy. Przyjechał nowy, angielski
kontroler powiatowy, nawet bardzo miły. Mieszkaliśmy na dole w
pokoju Agnes. Na zewnątrz przed oknem, szybkim krokiem, tam i z
powrotem chodził żołnierz. Tak w ogóle, to chciałam jechać do
Kalinowa, ale powiedziano nam, iż tamtejszy leśniczy chciał zabić
Wolfiego i lepiej żebyśmy się tam nie pokazywali. Nawet na dworcu
kolejowym Wolfi nie mógł się pokazywać, było to dla niego zbyt
niebezpieczne. Z tego powodu, nowy kontroler wysłał nas samochodem
z powrotem do Opola. To, co jeszcze udało nam się znaleźć pod
gruzami naszego domu, później przywieziono do Korfantowa. Wszystko
to posortowaliśmy i zabezpieczyliśmy. Zostaliśmy tam do początku
lipca, a potem opuściliśmy Górny Śląsk na długi czas. W
Strzelcach, jeszcze ponad rok pozostała grupa angielskich żołnierzy.
Nie zachowywali się, według opowiadań, najlepiej. Narobili dużo
szkód w strzeleckim zamku. Brühlowie nie potrafili się zgodzić z
generałem, często się z nim kłócili. Wszyscy odetchnęli, gdy
wojska w końcu wyniosły się z Górnego Śląska i wszystko wróciło
do normy. My nie mieliśmy własnego domu, wprowadziliśmy się do
Monachium, gdzie Wolfi pracował w Banku Niemieckim.[...]”. Tutaj
kończą się wspomnienia hrabiny dotyczące III powstania śląskiego.
Sybilla von
Reuss była małżonką hrabieg Wolfganga zu Castell – Castel
(od 1920 roku), późniejszego właściciela strzeleckiego pałacu,
którego obecne ruiny znajdują się miejskim parku. Zaraz po ślubie
otrzymali swe dobra w Kalinowie, gdzie zamieszkali w tamtejszym
pałacu. Pałac ten nie przetrwał do dnia dzisiejszego, gdyż został
doszczętnie zniszczony podczas ostatniego powstania śląskiego. Z
tego małżeństwa narodziło się dwóch synów: Prosper Fryderyk
(1922) oraz Fryderyk Ludwik (1927).
Sam
Wolfgang został pochowany w dalszej części strzeleckiego parku, o
czym już wspominałem na łamach bloga ->
https://historianbloog.blogspot.com/2018/06/zapomniany-grob-w-strzeleckim-parku.html
Księżniczka
Sybilla von Reuss, hrabina zu Castell - Castell zmarła 21 marca 1977
roku.
Płyta
nagrobna hrabiny Sybilli zu Castell - Castell znajdująca się na
cmentarzu w rodzinnej miejscowości Castell w niemieckiej Frankonii.
(źródło: www.royaltyguide.nl)
Tekst
opublikowany po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl)
dnia 27. 06.2014 | 00:06
Źródła:
-
Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007.
-
Goniewicz A., Powstania Śląskie 1919. 1920. 1921 – Przewodnik po miejscowościach, Katowice 2001.
-
Wyglenda J. „Traugutt”, Plebiscyt i Powstania Śląskie, Opole 1966.
-
http://dzieje.pl/aktualnosci/iii-powstanie-slaskie
Komentarze
Prześlij komentarz