III powstanie śląskie oczami hrabiny Sybilli zu Castell - Castell.


"[...] Szybko wyskoczyliśmy z łóżek i wrzuciliśmy coś na siebie. Powstańcy byli znów bardzo blisko. Zebrali się przy bramie wjazdowej na Suche Łany i jak dzicy rozproszyli się po okolicy. Poszliśmy do kuchni, gdzie było najbezpieczniej. Nagle się skuliliśmy, bo jedna z kul zabłądziła w naszej spiżarce. [...]"


Hrabina Sybilla, księżniczka von Reuss z mężem - hrabią Wolfgangiem zu Castell - Castell przed przejażdżką konną na tle pałacu w Strzelcach Opolskich; lata dwudzieste XX wieku.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)



Trzecie powstanie śląskie było ostatnim z trzech zbrojnych zrywów polskiej ludności na Śląsku, a jego efektem końcowym było przyznanie Polsce znacznie większej części Górnego Śląska, niż pierwotnie zamierzano.

Rozpoczęcie powstania poprzedził plebiscyt, który odbył się 20 marca 1921 roku. W głosowaniu dopuszczono udział osób, które wcześniej wyemigrowały ze Śląska. W tym celu z Niemiec przyjechało 182 tys. emigrantów, z Polski - 10 tys. Ostatecznie w plebiscycie wzięło udział ok. 97 proc. uprawnionych osób, z czego ok. 19 proc. stanowili wcześniejsi emigranci. Za przynależnością do Polski głosowała mniejszość - 40,3 proc. głosujących. Komisja Plebiscytowa zdecydowała o przyznaniu prawie całego obszaru Niemcom, a Polska miała otrzymać tylko powiaty pszczyński i rybnicki. Na tę wieść wcześniejsze pojedyncze strajki niezadowolonych z trudnych warunków materialnych i bezrobocia mieszkańców regionu przekształciły się 2 maja w strajk generalny, który objął 97 proc. zakładów pracy.

W nocy z 2 na 3 maja rozpoczęło się powstanie. Walki trwały dwa miesiące. Powstańcy zdołali opanować prawie cały obszar plebiscytowy, później broniąc go przed siłami niemieckimi. Najpoważniejsze starcia miały miejsce w okolicach Góry Świętej Anny. W III Powstaniu Śląskim wzięło udział około 60 tys. Polaków - jak podają źródła historyczne, 1218 spośród nich poległo, 794 odniosło rany.
 
Na temat powstań śląskich powstało wiele publikacji, opracowań i wspomnień uczestników.
Dzisiaj chciałbym zaprezentować nieco odmienny punkt widzenia na to wydarzenie, a mianowicie przedstawić wspomnienia tamtych dni widziane oczami hrabiny Sybilli zu Castell – Castell, księżniczki von Reuss.

[...] To był zły dzień dla Niemców, gdyż okazało się, że Strzelce Wielkie stanęły w 53% po polskiej stronie. Więc przyszłość wyglądała bardzo czarno. Ten bardzo zły wybór zawdzięczamy w pierwszej kolejności polskiemu duchowieństwu, które wtedy bardzo obcowało z Polakami i nakłaniało ludność, a szczególnie kobiety, aby głosowały za Polską. Prałat Glowatzky w Wysokiej zrobił sławny wyjątek, ludność niemiecka w tych okolicach ma mu wiele do zawdzięczenia. [...] Próbowałam dowiedzieć się w urzędach i u urzędników czy trzeba się spodziewać akcji ze strony Polski, bo jeżeli tak, to wyniosłabym wszystkie nasze drogocenne rzeczy. Starosta Grospietsch zapewniał mnie, że nigdy jeszcze nie było tu tak spokojnie jak w tej chwili, mogłam, więc być spokojna. Potem, z moją starą panną Bertą Dorner przeprowadziłam się do Kalinowa. Tam w ogóle nie było bezpiecznie.

Polacy zrobili się bardzo bezczelni i zuchwali. Wypadki i kradzieże stały się codziennością. Ja zawsze miałam naładowaną strzelbę w mojej sypialni, ale z którą niestety w razie czego, dużo bym nią zrobić nie mogła. Lepszą obroną był natomiast młody leśniczy Schnurra, który mieszkał pode mną i miał nas chronić. Dlatego, że byłam taka samotna przyjechała do mnie moja matka. To było bardzo miłe dla mnie. Mieliśmy razem parę przyjemnych i wartych wspomnienia dni, nie wiedząc, co nas jeszcze czeka. 30 kwietnia zostaliśmy zaproszeni przez Strachwitzów na przyjęcie do Szymiszowa. Państwo Brühl przypadkowo także przyjechali ze Strzelec. Graliśmy w brydża i dosyć późno wróciliśmy z powrotem do Kalinowa. To była bardzo piękna i spokojna noc z widowiskowym niebem, z gwiazdami i przyjemnym zapachem wiosny. Następnego ranka razem zjedliśmy śniadanie, wykonywałam właśnie moje prace domowe, gdy zadzwonił telefon. Agnes Brühl powiadomiła mnie, że Polacy przygotowują się do powstania. Powstańcy w dużych grupach przesuwają się pod Górę św. Anny, więc mamy jak najszybciej się spakować i spróbować przedostać się do Strzelec. To był bardzo duży szok. Pobiegłam najpierw do inspektora Strokoscha, który powiedział, że już o piątej nad ranem słyszał, że Polacy się zbierają i mają złe zamiary. Powstańcy byli już w drodze. Gdyby tylko inspektor powiedział o tym prędzej, można by jeszcze dużo uratować z naszego dobytku. A tak to tylko spakowaliśmy parę rzeczy, każda po jednym małym kufrze. Ja ubrałam dobre buty i myśliwskie ubranie, żeby na wszelki wypadek być przygotowaną. Po dwudziestu minutach wyruszyliśmy w drogę, moja matka, Berta i ja, ze skrzypcami pod ręką i z suczką Sylwią na smyczy. Wujek Karl rozkazał, że dziewczęta mają zostać na miejscu. To była już najwyższa pora. Bez problemu mogliśmy zostać odcięci przez Polaków idących z Kalinowa.

Powstańcy w Kalinowie, 1920.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)



W Strzelcach wszyscy byli nerwowi  i zaskoczeni zaistniałą sytuacją, nikt do końca nie wiedział co się dzieje. Brühlowie byli w wielkim strachu, ponieważ mówiono, że Polacy maszerują do Strzelec. Wujek Karl posłał jeszcze wiadomość do Kalinowa, żeby miejscowi ludzie spakowali nasze srebra i wywieźli je polnymi dróżkami. To się na szczęście udało i samochód z naszym majątkiem przyjechał pod wieczór. Dziwne natomiast było, że powstańcy nie dotarli jeszcze do Kalinowa. Przez cały wieczór i noc było jakoś dziwnie spokojnie. Wujek Karl rozkazał wszystkim leśniczym, aby przyszli do zamku, dla naszego bezpieczeństwa. Wszyscy przebywali w męskiej jadalni. W ten sposób noc spędziliśmy  całkiem spokojnie. Następnym dniem była niedziela. Poszłam z matką do kościoła.
Otoczenie było bardzo spokojne. Berta nalegała na to, aby wrócić jeszcze do Kalinowa, by uratować jak najwięcej pozostawionych rzeczy tam. Pojechała zaraz po obiedzie. Popołudniu przyjechali Strachwitzowie z Szymiszowa. Potem przyszedł starosta i trafił dokładnie na podwieczorek. Jeszcze nic nie wiedząc mówił, że cały ten pucz, że to całe powstanie nie jest niebezpieczne i że po paru dniach wszystko ucichnie. Strachwitzowie byli troszkę zdenerwowani i wnet pojechali do domu. Ja byłam zaniepokojona, ponieważ samochód, którym Berta pojechała po swoje rzeczy jeszcze nie wrócił.
Za parę chwil zadzwonił telefon. To inspektor Strokosch z Kalinowa pytał, czy Berta już wróciła. W Rożniątowie powstańcy próbowali odciąć pojazdowi drogę. Strzelali do niego, kazali, aby samochód zawrócił. Dzięki Bogu po chwili samochód przyjechał. Udało im się w ostatniej chwili przedostać. Berta w dużym pośpiechu zapakowała wszystkie kufry i torby bielizną, sukienkami, butami. Napakowała tyle, ile tylko mogła ze sobą zabrać. To był naprawdę bohaterski czyn i gdyby tych rzeczy nie uratowała, to jak się później okazało, stracilibyśmy wszystko. Te ubrania były w tej chwili bezpieczne, ale dużo nie brakowało, aby i je utracić. Byłam Bercie za to bardzo wdzięczna. Niedługo później nadeszła wiadomość od Strachwitzów. Mówili, że tylko z wielkim trudem przedostali się do domu. O mało by zostali złapani przez powstańców. Jednak wieczór, jak ze zdziwieniem stwierdziliśmy, przebiegł spokojnie. Wokół krążyły tylko jakieś plotki, znowu na noc zostali z nami leśniczy. Następnego ranka poszłam z mamą na spacer. Park wyglądał przepięknie w  swojej majowej okazałości. Wszystko rozkwitało, nigdy jeszcze nie widziałam miejsca z tyloma odmianami roślin. Po całym stresie wcześniej przeżytym, dobrze nam to zrobiło. Na południe przygotowano pyszny obiad z pstrąga, co mamie bardzo smakowało.

Po południu, tak, około 16:00, gdy prawie siedzieliśmy przy herbacie doszła wiadomość, iż polscy powstańcy skoncentrowani w grupie maszerują na Strzelce. Dozorca Martin wszedł zaraz na wieżę i meldował: Są już przy wieży Ischl i w dużej gromadzie szybko się zbliżają. Również od strony Warmątowic maszerują grupy powstańców. Teraz zaczęło się już na poważnie. Można już było usłyszeć strzały z daleka. Niemiecka Samoobrona, która była dobrze zorganizowana, lecz rozbrojona, prosiła kontrolera powiatowego o broń, jednak ich prośba została odrzucona. A więc broniło nas tylko paru Włochów i Francuzów. Polacy byli coraz bliżej i bliżej, dużo strzelano, w końcu weszli do zamku, do Niebieskiego Salonu i na schody. Sytuacja była bardzo niekorzystna. Włosi dobrze się bronili, natomiast Francuzi trzymali polską stronę. Ze swoją artylerią strzelali zawsze w złą stronę. Widziano ich potem, jak śmiejąc się i gestykulując jechali przez rynek. Dopiero, gdy ogień zaczął się szybko rozprzestrzeniać i powstańcy byli już bardzo blisko, zdecydowano, że Brühlowie, moja matka i ja powinniśmy uciec do Starszego Leśniczego, który mieszkał w ratuszu, tam gdzie mieściła się kasa powiatowa. Spakowaliśmy, więc to najważniejsze, biżuterię, skrzypce, pieniądze, naszego psa Sylwię i próbowaliśmy się przedostać do ratusza. Nie było to łatwe zadanie, gdyż na drodze były porozstawiane karabiny i kule latały nam nad głowami. Szliśmy przyciśnięci do ściany. Ktoś zabarykadował drzwi ratusza, więc w ten sposób spędziliśmy jeszcze parę minut w strachu przed drzwiami czekając, aż wpuszczą nas do środka. U Generlichów świętowano bierzmowanie jednego z dzieci. Przy stole siedziało dużo gości, którym wyraźnie przeszkadzaliśmy. Oni też bardzo się bali. Usiedliśmy przy nich i czekaliśmy, co się następnie wydarzy. Na zewnątrz był duży hałas, szum i krzyk. Od czasu do czasu ktoś przychodził i meldował, jak wygląda sytuacja. Walka o Strzelce trwała aż do późnej nocy. Gdy sytuacja wydawała się bez wyjścia, do walki mogła nareszcie wkroczyć Samoobrona, niestety zbyt późno. Angielski kontroler powiatowy był w Starostwie. Niby siedział pół nocy w kącie jednego pokoju na ziemi, gdyż Polacy tak szybko się tam znaleźli, że nawet nie wiedział, z której strony przyszli. Prowadził od czasu do czasu negocjacje z powstańcami. Dopiero, gdzieś około 11:30, udało mu się wynegocjować dwunastogodzinny rozejm. Byliśmy bardzo szczęśliwi z powodu tej krótkiej przerwy w zaprzestaniu walki. Ale nie odważyliśmy się przejść z powrotem do okupowanego zamku. Brühlowie zastali w pokoju gościnnym Generlichów. Ja i moja matka przebywaliśmy z innymi urzędnikami, na kanapach. Wczesnym rankiem, o godzinie 5 poszliśmy z powrotem do domu, a że na skos widzieliśmy kontrolera powiatowego w domu Krausego przy goleniu się, wywnioskowaliśmy, że w tym momencie nic nam nie grozi. Poszliśmy, więc jeszcze się przespać.

Było przed ósmą rano, gdy Berta wbiegła do pokoju. Polacy znowu atakują – mówiła. Szybko wyskoczyliśmy z łóżek i wrzuciliśmy coś na siebie. Powstańcy byli znów bardzo blisko. Zebrali się przy bramie wjazdowej na Suche Łany i jak dzicy rozproszyli się po okolicy. Poszliśmy do kuchni, gdzie było najbezpieczniej. Nagle się skuliliśmy, bo jedna z kul zabłądziła w naszej spiżarce. Zjedliśmy szybko śniadanie, w trakcie,  którego kucharz Mange robił z dużym spokojem ducha kule z masła, do tego nie dając sobie w tym przeszkadzać. Potem poszliśmy do ratusza. Atak powstańców znów został stłumiony. W jednej z kilku przerw w walce, doradzono nam, abyśmy poszli do starostwa, gdzie byli już Brühlowie. Przeprowadziliśmy się, więc , tylko z najważniejszymi drogocennymi rzeczami. Tam zostaliśmy przez całe popołudnie. Nikt nie wiedział nic dokładnie na temat sytuacji na zewnątrz, wszyscy stracili głowę. Ja troszczyłam się o mamę, która miała duże problemy żołądkowe. Nie służył jej cały ten stres i trud. Udało mi się w kuchni starostwa znaleźć dla niej nie ugotowane jajko. To było zdumiewające, jak mama dobrze się trzymała. W południe, gdyż wszystko ucichło, odważyliśmy się znów przejść z powrotem do zamku. Zdołaliśmy coś tam zjeść. Kontroler powiatowy, którego zadaniem była nasza obrona, i któremu ta cała sytuacja się nie podobała. Szukał jakiejś okazji, aby wuja Karla i mnie wyprowadzić z okolicy oblężonej przez powstańców, gdyż podejrzewał, że możemy stać się polskimi jeńcami. Powiedziano nam, że na wszelki wypadek mamy być gotowi do odjazdu.

Późnym popołudniem, w końcu, przejeżdżał francuski samochód jadący w stronę Opola. Wujek Karl nie chciał jechać z nami, lecz kontroler nalegał. Do samochodu wsiedli jednak Brühlowie, mama i ja razem z psem. Jechaliśmy z francuskim żołnierzem i z francuską flagą obok kierowcy. Dzięki tej fladze przejechaliśmy niezauważeni przez linię ataku powstańców w pobliżu Suchej. Strzelce zostały przez nich odcięte od świata. Ta podróż nie była najprzyjemniejszą, jednak w Opolu byliśmy już bezpieczni. Opolski dworzec kolejowy przypominał magazyn pełen ludzi. Były tam tłumy mieszkańców, którzy uciekli z zajętych przez powstańców terenów. Opowiadali bardzo złe rzeczy o okrucieństwach, jakie powodowali powstańcy. Powstanie rozprzestrzeniło się już na cały Górny Śląsk, musiało być bardzo dobrze zaplanowane. Wieczorem Brühlowie mogli pojechać do Seifersdorf, a mama i ja zdecydowałyśmy, że pojedziemy do Korfantowa do Olgi Pückler, by pozostać w pobliżu Strzelec. Myślałyśmy przecież, że to powstanie nie potrwa zbyt długo.Późnym wieczorem dotarłyśmy do Łambinowic. Ale stamtąd nie można było iść dalej, musiałyśmy przenocować i to w takim bajzlu, że słów brak, aby to opisać.Następnego ranka, ku zdziwieniu Olgi, dotarłyśmy do Korfantowa.

Komisja sojusznicza przed pałacem w Strzelcach Opolskich.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007)



Zostałyśmy bardzo mile przyjęte przez Karola – Friedricha i Olgę. Mieszkałyśmy tam prawie dwa miesiące. Wolfi, który w Obersdorfie bardzo tęsknił za mną, za jakiś czas do nas przyjechał. Potem nastały ciężkie dni. Niemiecka Samoobrona się zorganizowała. Generał Hofer pozbierał dużo wojska, również ze środkowych Niemiec. Przeważnie byli to studenci, ale niestety między nimi było także mnóstwo złych ludzi. Samoobrona chciała odzyskać Górny Śląsk. Główna kwatera generała Hofera mieściła się w Głogówku. Sylvi Pückler był jego adiutantem. Karol – Friedrich pojechał do Wrocławia i pracował w biurze Samoobrony. W Zielone Świątki Samoobrona zdobyła Górę św. Anny. Wszędzie słyszano odgłosy armat dochodzące z tych stron. Mówiono, że to była bardzo krwawa walka. Obydwie strony były bardzo okrutne. Dopiero później powstańcy dotarli do Kalinowa. Niemcy byli już w Rożniątowie, kiedy dla naszego zgorszenia dostali rozkaz od niemieckiego rządu, że mają się wycofać i wrócić do Kalinowa. Nie umieliśmy tego pojąć. Dostawaliśmy tylko niepełne wiadomości o sytuacji w Strzelcach. Powstańcy mieszkali w Kalinowie w naszym domu i już zdążyli go splądrować. Główna kwatera powstańców mieściła się w Warmątowicach.

Na całym Górnym Śląsku sytuacja nie wyglądała za dobrze. Kto tylko mógł, uciekał jak najdalej. W Niemodlinie, u hrabiego Praschmy zamek był pełen uchodźców. Ci młodzi mężczyźni wszyscy walczyli w Samoobronie i większość z nich była bardzo dzielna. W Puszynie, niedaleko Niemodlina, do Ballestrmów przyjechali Ratiborowie ze swoimi sześcioma dziećmi. Musieli uciekać na ciężarówce. Powstańcy zajęli Rudy. Sissy skradziono część jej biżuterii. Także Hohenlohowie ze Sławięcic przyjechali do Puszyny. Wszyscy uciekaliśmy zabierając ze sobą bardzo mało bagażu, mieliśmy mało ubrań. Nawzajem sobie pomagaliśmy. Pamiętam jeszcze, że musiałam pożyczyć Sissy mój kapelusz, gdy ta jechała do Opola. Później kupiliśmy materiał i sami szyliśmy sobie ubrania. Wszyscy starali się być dzielni, ale sytuacja stawała się coraz bardziej napięta i niepokojąca. Niemiecki rząd był bardzo słaby, nie dał nam żadnego wsparcia. Nic dla nas nie uczynili, nie kiwnęli nawet palcem.
Pewnego dnia usłyszeliśmy, że Strzelce, Gliwice i Bytom zostały oddane przez generała Lerond powstańcom. To nie była dobra wiadomość. Poradzono mi, że mam jechać do Opola do generała Leronda i wstawić się za Strzelcami. Tylko kobieta najprędzej mogła coś zdziałać. Z wielkim bólem serca podjęłam się temu wyzwaniu. Jeszcze żadna podróż nie przyszła mi tak ciężko. Dostałam audiencję u tego starego lisa, poprosiłam go, aby oszczędził Strzelce od kradzieży, albo przynajmniej żeby trzymał czuwającą rękę nad naszym majątkiem. A on mi na to odpowiedział, że nie ma tylu oddziałów, aby bronić Zamek Strzelce Wielkie i nic mi nie mógł obiecać. To też chyba nie był najlepszy dzień, aby mu przedstawić moją prośbę. Anglicy, gdy tylko dowiedzieli się o polskim powstaniu i zauważyli, że generał Lerond nic przeciwko temu nie działa, a tylko jeszcze wspomaga powstańców, wysłali swoje oddziały, które właśnie dziś rano dotarły na miejsce. Całe miasto było jakby naelektryzowane. Jakiś angielski znajomy Wolfiego, Colonel Swaine trafił na nas po drodze i powiedział, że to wyścig z czasem, kto będzie pierwszy, czy powstańcy czy też oddziały angielskie, które miały zapobiec  plądrowania miasta. Telefon nie działał, linia była uszkodzona. Swaine był bardzo zdenerwowany i wściekły na Francuzów. Na szczęście Anglicy pierwsi przybyli do miasta i zapobiegli nieszczęściu. Powstańcy zostali zmuszeni do wycofania się na wschód. Anglicy zaczęli wprowadzać porządek.
Parę dni po ich wejściu zostaliśmy powiadomieni, że Polacy przed wycofaniem wysadzili nasz dom w Kalinowie. Razem ze wszystkim, co było w środku. Ta wiadomość bardzo nas zszokowała. Teraz już nie było nic do ratowania. Pücklerowie i wszyscy sąsiedzi byli teraz bardzo mili i robili, co w swojej mocy, aby te ciężkie dni nam trochę osłodzić. Dzięki znajomościom Sylvi Pückler, Wolfi dostał samochód z angielskim oficerem jako ochronę i pojechał do Kalinowa, by sprawdzić czy jeszcze da się coś uratować spod gruzu. Udało mu się uratować niewiele rzeczy. To, co po eksplozji zostało zabrała Niemiecka Samoobrona, załadowali na ciężarówki i wywieźli. To była po prostu zwyczajna kradzież. Nawet z pomocą generała nie udało się nic więcej odzyskać. Po paru dniach pojechałam do Strzelec i spotkałam się z Wolfim. Zamek był otoczony przez angielskich żołnierzy. Przyjechał nowy, angielski kontroler powiatowy, nawet bardzo miły. Mieszkaliśmy na dole w pokoju Agnes. Na zewnątrz przed oknem, szybkim krokiem, tam i z powrotem chodził żołnierz. Tak w ogóle, to chciałam jechać do Kalinowa, ale powiedziano nam, iż tamtejszy leśniczy chciał zabić Wolfiego i lepiej żebyśmy się tam nie pokazywali. Nawet na dworcu kolejowym Wolfi nie mógł się pokazywać, było to dla niego zbyt niebezpieczne. Z tego powodu, nowy kontroler wysłał nas samochodem z powrotem do Opola. To, co jeszcze udało nam się znaleźć pod gruzami naszego domu, później przywieziono do Korfantowa. Wszystko to posortowaliśmy i zabezpieczyliśmy. Zostaliśmy tam do początku lipca, a potem opuściliśmy Górny Śląsk na długi czas. W Strzelcach, jeszcze ponad rok pozostała grupa angielskich żołnierzy. Nie zachowywali się, według opowiadań, najlepiej. Narobili dużo szkód w strzeleckim zamku. Brühlowie nie potrafili się zgodzić z generałem, często się z nim kłócili. Wszyscy odetchnęli, gdy wojska w końcu wyniosły się z Górnego Śląska i wszystko wróciło do normy. My nie mieliśmy własnego domu, wprowadziliśmy się do Monachium, gdzie Wolfi pracował w Banku Niemieckim.[...]”. Tutaj kończą się wspomnienia hrabiny dotyczące III powstania śląskiego.

Sybilla von Reuss była małżonką hrabieg Wolfganga zu Castell – Castel (od 1920 roku), późniejszego właściciela strzeleckiego pałacu, którego obecne ruiny znajdują się miejskim parku. Zaraz po ślubie otrzymali swe dobra w Kalinowie, gdzie zamieszkali w tamtejszym pałacu. Pałac ten nie przetrwał do dnia dzisiejszego, gdyż został doszczętnie zniszczony podczas ostatniego powstania śląskiego. Z tego małżeństwa narodziło się dwóch synów: Prosper Fryderyk (1922) oraz Fryderyk Ludwik (1927).
Sam Wolfgang został pochowany w dalszej części strzeleckiego parku, o czym już wspominałem na łamach bloga ->  https://historianbloog.blogspot.com/2018/06/zapomniany-grob-w-strzeleckim-parku.html
Księżniczka Sybilla von Reuss, hrabina zu Castell - Castell zmarła 21 marca 1977 roku.
 
Płyta nagrobna hrabiny Sybilli zu Castell - Castell znajdująca się na cmentarzu w rodzinnej miejscowości Castell w niemieckiej Frankonii.
(źródło: www.royaltyguide.nl)




 Tekst opublikowany po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl) dnia 27. 06.2014  |  00:06
 

 
 
Źródła:
  1. Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Op. 2007.
  2. Goniewicz A., Powstania Śląskie 1919. 1920. 1921 – Przewodnik po miejscowościach, Katowice 2001.
  3. Wyglenda J. „Traugutt”, Plebiscyt i Powstania Śląskie, Opole 1966.
  4. http://dzieje.pl/aktualnosci/iii-powstanie-slaskie
 

Komentarze