Jak wyglądało wnętrze strzeleckiego pałacu?


Zastanawialiście się kiedyś przechodząc obok ruin parkowego pałacu jak on mógł wyglądać wewnątrz? Ile miał pokoi, jak wyglądały, jak umeblowane były, jak mogło wyglądać codzienne życie jego mieszkańców?

Sądząc po jego dzisiejszych pozostałościach musiał być dość okazały, jednopiętrowy, ze wspaniałym wejściem do środka. Jego dawny wygląd zewnętrzny możemy zaobserwować na dawnych zdjęciach i pocztówkach, jednak jego wnętrze może pozostawać i pozostaje  dla wielu ciekawą zagadką, zwłaszcza, że już nikt z obecnych mieszkańców tego nie pamięta. 
Czasami się słyszy jeszcze, że po wojnie, nawet do lat siedemdziesiątych można było swobodnie się poruszać wewnątrz zrujnowanego budynku. Później, po jednym z tragicznych wypadków wszystkie wejścia i okna na wysokości parteru zostały zamurowane ze względów bezpieczeństwa. Dla większości dzisiejszych mieszkańców, a zwłaszcza młodzieży jest to tylko ruina, do której nie można wejść.

Pałac w czasie swej świetności, zdjęcie z lat 1920 - 1930. 
Po lewej stronie widzimy zapewne ogrodnika wałującego lub przycinającego trawnik.
(źródło: www.fotopolska.eu)



Stan ruin pałacu w latach siedemdziesiątych XX wieku.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)



Stan dzisiejszy pałacowych ruin.
(zdjęcie zbiory własne)



Ruiny pałacu, widok od strony ul. Parkowej.
(zdjęcie zbiory własne)



Widok pozostałości jednego ze sklepień sufitowych. 
Zdjęcie wykonałem wkładając aparat przez zakratowane okno od strony ul. Parkowej.
(zdjęcie zbiory własne)



Stan dzisiejszy, widok od strony ul. Parkowej.  Zachowały się jeszcze fragmenty tynku wraz z kolorem, którym był pokryty zamek w czasach swojej świetności.
(zdjęcie zbiory własne)



Zainteresowany tym tematem przeszedłem do skrupulatnych poszukiwań i oto co znalazłem w literaturze. Pamiętnik księżniczki Sybilli von Reuss małżonki późniejszego właściciela strzeleckiego pałacu Wolfganga zu Castell – Castell, który notabene spoczął wśród parkowego drzewostanu. Jest on niezwykłą lekturą, hrabina opisuje w nim swoje wspomnienia z życia, a czasy w których żyła były niezmiernie ciekawe. Odnalazłem w nim również najbardziej interesujący mnie w tym momencie fragment dotyczący jej pobytu w strzeleckim pałacu.

Księżniczka Sybilla pisze:
[…] Sam zamek nie był piękny, a jak się później okazało rzeczywiście nie był taki brzydki. Duża jednopiętrowa kostka ze spadzistym dachem. Pomalowana na pomarańczowo żółto. Niestety Andrzej Renard dobudował okropną wieżę i niegrzeszące pięknością zachodnie skrzydło. Pomieszczenia były bardzo duże i miały dobre, nawet piękne, proporcje. Były również bardzo wysokie. Okna były wysokie i mocno opuszczone w dół. Parapety były umieszczone bardzo nisko. Od czasów Andrzeja Renarda, pradziadka Wolfiego, który w 60/70 latach ubiegłego wieku (chodzi tutaj o wiek XIX)urządził zamek, a więc w czasach najgorszego "mauvais gout", było chyba mało zmian w pokojach. Wszystko niesamowicie bogate i kosztowne. Bardzo przeładowane, w nieopisany sposób okropnie bez smaku. Zamek miał prawdopodobnie wcześniej piękne meble empirowe, jednak Andrzej Renard kazał je wyrzucić, kiedy na nowo urządzał zamek. Potem w zamku zamieszkał Mortimer Tschirschky, który był kawalerem. Nie mieszkał w Strzelcach, tylko zjawiał się tu w czasie polowań, dlatego nie był za bardzo zainteresowany zmianą wyposażenia wnętrz.
W czasach, kiedy był właścicielem zamku praktycznie nic nie ulepszył w zamku, ale bardzo mocno się zasłużył, bo doprowadził bieżącą wodę do zamku, wybudował wiele łazienek i bardzo dużo toalet. Również ta okropna willa za zamkiem była jego dziełem. Wybudował ją, by służyła dla jego gości w trakcie polowań.
 
Brühlowie uważali stany wewnątrz za przepiękne i nie mieli oka do tych wszystkich okropności. Wybudowali tylko mały korytarz wzdłuż jadalni prowadzący do nowej części zamku. Wcześniej trzeba było przechodzić przez jadalnię. To była dobra innowacja.
O klatce schodowej już wspomniałam. Była naprawdę brzydka. Na ścianach położono brązowy plusz, wypełniający przestrzeń między listwami stiukowymi. Na środkowej ścianie wisiał piękny stary włoski obraz. Ale niestety w brązowej, pluszowej draperii. Sufit był przykryty ciężkim stiukiem w kolorze kawy z mlekiem. Na początkach balustrady stały już wspomniane dwie postacie kobiece, które trzymały szklane kule będące oświetleniem gazowym. W ogóle nie było wtedy w Strzelcach oświetlenia elektrycznego. Dom był oświetlany gazem i ogromnymi lampami żarowymi na spirytusie. Wszystkie z kulistymi kloszami z mlecznego szkła. To stwarzało ten nieprzytulny nastrój klatki schodowej.
Brühlowie poza jadalnią prawie nie zamieszkiwali górnych pomieszczeń. Były one używane tylko przy uroczystych okazjach. Obok jadalni był Żółty Salon. Plafon był przykryty okropnym ciężkim stiukiem. Na przeciwległej do okna ścianie, wisiał ogromny obraz olejny przedstawiający siostry zakonne w trakcie posiłku. Naturalnie w grubej złotej ramie. Poza tym wisiał również obraz Mortimera Tschirschky w całej postaci. Hrabia był przedstawiony w mundurze. To był bardzo brzydki obraz w ogromnej, pełnej zawijasów złotej ramie, która bardziej by pasowała do obrazu nad ołtarzem. Były jeszcze dwa cało postaciowe obrazy wuja Karola i Agnes z krajobrazem w tle, namalowane przez Schönhena. To nie były jego najlepsze dzieła. Ściany w Salonie obite były żółtym adamaszkiem, jak również ciężkie rzeźbione duże rogowe sofy i inne meble. W rogach pokoi stały kopie antycznych rzeźb z marmuru i kilka popiersi innych Renardów. Był tu również kominek ustawiony zadziwiająco blisko okna. Tam można było zmarznąć. Za nim było wielkie okno w kierunku bocznego pokoju, Niebieskiego Salonu, czyli naszej jadalni.
 
Cała sala była utrzymana w granacie i srebrze. Na ścianie granatowa imitacja aksamitu, srebrny, ciężki stiuk na plafonie, meble w stylu „mauvais gout”, ciemne drzewo ze srebrnymi wstawkami, obite bawełnianym adamaszkiem w kolorze caca – daphin. Wszędzie stały niekończące się stoły i stoliki, mnóstwo okropności, m.in. szklana skrzynka z 5000 wypchanym bażantem, którego ustrzelił tutaj Wilhelm II. Tutaj stał również stary fortepian. W połowie wysokości ściany wyjściowej była zamocowana duża półka, na której stało wiele pięknych chińskich waz i talerzy, które później przerobiliśmy na lampy. Stamtąd przechodziło się do pokoju bilardowego, która później była naszą biblioteką. Wokół bilardu stały ciężkie rzeźbione krzesła z oparciami w herbach zdobionymi perłami. Na ścianach wisiało wiele obrazów olejnych, które później w większości porozwieszaliśmy po całym domu. Również tutaj na suficie był wstrętny stiuk. Ciągle miało się uczucie jakby miał spaść nam na głowę. Obok był tzw. Czerwony Salon, później był to mój salon. Znowu ten sam stiuk, ciemna czerwona tapeta, duże i jasne rzeźbione dębowe szafy, które stały przy ścianach. Pokój umeblowany był wielkimi rzeźbionymi sofami i siedziskami w formie muszli utrzymanymi w jasnym dębie, na których nie dało się siedzieć, ponieważ zrobione były zbyt pochyło. Sofy obciągnięte były ognistoczerwonym francuskim płótnem, w kolorze, jaki nosili nasi żołnierze na mundurach. Przed nimi stały bardzo duże dębowe stoły, również rzeźbione. Na ścianach wisiały wszystkie obrazy rodzinne Renardów. W tym pokoju siedziało się wieczorami po polowaniach, gdy było trochę więcej ludzi. We wspomnieniach mam wiele partii brydża i wiele chwil zmęczenia. Pokój, obok Czerwonego Salonu nazywał się pokojem po obiadowej drzemki. W środku stało właściwie tylko jedne wielkie łóżko, w którym wujek Karl ucinał sobie po obiadową drzemkę. Tu również później umarł. W kolumnowej sypialni spali Brühlowie. Pomieszczenie było wtedy dość ponure, ponieważ jedne okno wychodziło na dziedziniec, a w oknie skierowanym na park wpuszczony był kolorowy witraż kościelny. To miał być kącik modlitwy dla prababci Eufemii. Pokój Srebrny był pokojem gościnnym, tak samo jak Pokój z Łukami. W tym starym skrzydle, a do pokoju Pani Drythe mieszkali służący. Poza tym znajdowała się tam pralnia, prasowalnia i garderoba.
 
W nowej części zamku były tylko pokoje gościnne. Wuj Karl miał swoją garderobę na dole, na parterze, na lewo od wejścia. Potem był to pokój moich chłopców. Jego pokój dzienny w którym się faktycznie przebywało to Pokój Narożny (moja sypialnia) Agnes mieszkał obok. Jej pokój urządzony był całkiem ładnymi meblami empirowymi.
Obce rzadko mogli wchodzić do środka. Dom był wspaniale prowadzony i bardzo dobrze utrzymany. Było niesamowicie dużo służby. Przede wszystkim kucharz gotował bardzo dobrze, ale to był prawdziwy oszust. To co przychodziło do zamkowej kuchni, a było tego dużo, sprzedawał w większej części w mieście. Połowy cielaków, świń i baranów znikały po prostu tak, jak i dużo innych rzeczy. Dzięki temu zrobił się bogaty. Był wielkim panem i prowadził surowe rządy. Wszyscy się go bali. Rodzina Brühl lubiła dobrze zjeść. Ten sposób odżywiania nie bardzo mi odpowiadał. Za dużo i w wielkich ilościach. Ogromne szynki na stołach, mimo tego, że nas było bardzo mało. Następna była gospodyni, panna Ida. Ona miała bardzo swobodne życie. Wiedziała, że ubrania i inne rzeczy muszą być ładnie utrzymane. Rządziła pięcioma pokojówkami i trzema pomocnicami kuchennymi. Wszystkie ubrane były w różowe ubrania i głęboko się kłaniały, jeśli kogoś spotykały w trakcie pracy i poza nią. Agnes również miała pokojówkę, która tylko z nią jeździła do zamku w Seifersdorfie. Do tego był jeszcze pokojowy Gustaw – okropny typ, oraz dwóch służących, Friedrich i Paul Lippok. Dozorca Martin nie służył dobrze swojemu państwu i prowadził tak jak wszyscy bardzo wygodne życie. Generalnie nikt nie musiał się wysilać. […]”
 
Na tym kończy się interesujący nas zapis na temat wewnętrznego wyglądu i życia w pałacu, który księżniczka Sybilla, trzeba jej to przyznać, opisała z bardzo wieloma szczegółami i kobiecymi odczuciami.

Jeden z pokoi w pałacu.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)



Jeden z pokoi w pałacu. 
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)



Sala w nowej części pałacu na I piętrze.
Chodzi o dobudowane przez hrabiego Renarda zachodnie skrzydło pałacu.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)
 



Księżniczka Sybilla von Reuss wyszła za mąż za Wolganga zu Castell – Castell w 1920 roku, do czasu kiedy hrabia przejął w posiadanie strzelecki pałac w roku 1933 bywała tam kilkakrotnie. Powyższy zapis jest jednym z najbardziej oddających jego rzeczywisty – wewnętrzny wygląd i układ pomieszczeń, które zapewne do końca istnienia pałacu (styczeń 1945 roku, zrabowany i podpalony przez radzieckie wojska, a jak wynika z opisu hrabiny rabować było co) niewiele się zmienił.

Księżniczka Sybilla von Reuss, hrabina zu Castell - Castell zmarła 21 marca 1977 roku, został pochowana na cmentarzu w rodzinnej miejscowości Castell, znajdującej się w niemieckiej Frankonii.

Księżniczka Sybilla von Reuss, hrabina zu Castell - Castell w ostatnich latach swojego życia.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)



Płyta nagrobna hrabiny Sybilli zu Castell - Castell, księżniczki von Reuss.
(źródło: Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku)





 Tekst opublikowany po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl) dnia 08. 07.2013  |  21:22
 





Bibliografia:
  1. Gaworski M., 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku, Strzelce Opolskie 2007.
  2. Gaworski M., Zamek i park w Strzelcach Opolskich, Opole 2004.
  3. Kozina I., Pałace i zamki na pruskim Górnym Śląsku w latach 1850 – 1914, Katowice 2001.
  4. Smoleń S. Strzelce Opolskie znane i nieznane. 
















Komentarze