Wypisy
z kroniki Sióstr Służebniczek NMP w Strzelcach Op. dotyczące
okresu II wojny światowej.
Siostry
Służebniczki i żołnierze Wehrmachtu przed strzeleckim szpitalem w
1941 roku.
(źródło:
fotopolska.eu)
Siostry Służebniczki Najświętszej Marii Panny od momentu przybycia do
Strzelec Opolskich prowadzą swoją kronikę. Tom I kroniki
rozpoczyna się w 1928 roku opisem starania się o budowę strzeleckiego szpitala, o czym wspomniałem już w jednym z
wcześniejszych wpisów na łamach tego bloga. Możemy przeczytać w
niej niezwykle interesujące opisy powstania szpitala, jego
ówczesnego wyglądu i wyposażenia. W następnej kolejności siostry
zakonne prowadzące strzelecki szpital spisały wydarzenia dotyczące
okresu II wojny światowej, które chcę dziś zaprezentować
poniżej, zachowując przy tym oryginalny charakter zapisu kroniki. W
lipcu 1940 roku powstał w nazistowskim urzędzie plan usunięcia
Sióstr Służebniczek ze szpitalnej placówki, gdyż chciano
zdystansować szpital od władz kościelnych. Jednak dzięki
działaniom ówczesnego dyrektora szpitala - dr Backhaus’a, udało
się temu zapobiec i strzelecka placówka została przekwalifikowana
na szpital wojskowy. Część sióstr musiała oczywiście formalnie
wstąpić do Wehrmachtu, dostając przy tym specjalne dokumenty. W
czasie trwania działań wojennych szpital zapełniał się rannymi
żołnierzami z frontu. Na przyszpitalnym terenie przetrzymywani byli
także jeńcy wojenni.
Wpisy
w kronice nie były dokonywane systematycznie, ale z tego, co zostało
tam zawarte i uwzględnione można „wyciągnąć” kilka
interesujących informacji. Bardzo dużą stratą jest brak czterech
stron z opisami dotyczącymi stycznia 1945 roku, które zostały
przez kogoś po prostu wyrwane. Same Siostry były zaskoczone tym
faktem, gdy zostały o tym poinformowane w 2015 roku, kiedy to miałem
możliwość wglądu do kroniki.
Zapraszam
do lektury wypisów z kroniki interesującego nas okresu.
"[...] Wrzesień
1939 r.
Po
rozpoczęciu wojny, szpital niespodziewanie napełnił się rannymi,
któremi opiekowali się lekarze wojskowi. Szpital nasz przeznaczono
wyłącznie dla rannych, dlatego pacjentów cywilnych porozsyłano do
innych szpitali.
Maj
1940 r.
Wszystkich
rannych przetransportowano na zachód. W naszym szpitalu znów
przyjmowano cywilnych. Siostry i lekarze z wielką troską patrzeli w
przyszłość, gdyż wojna obejmowała coraz szersze kręgi i kraje.
Rozpoczęła się również walka z Kościołem. W dziennikach
umieszczano oszczerstwa i kłamstwa na Papieża Piusa XII, na
Arcybiskupa Wrocławskiego Kardynała Adolfa Bertrama, na biskupów
niemieckich, kapłanów oraz Siostry zakonne. Stąd Siostry z
podwójną gorliwością poświęcały swoje trudy, prace i modlitwy,
czuwania nocne w Kaplicy i przy chorych, w celu wynagrodzenia i
ekspiacji Majestatu Bożego za tak wielkie krzywdy wyrządzone
„Mistycznemu Ciału Chrystusa”.
Lipiec
1940 r.
Wśród
urzędników w Prezydiach, znajdowali się i ludzie dobrzy i
życzliwi, którzy znając zamiary urzędów wyższych, grożące
szpitalu i Siostrom, powiadomili o tym Dyrektora szpitala, który był
dobrem i praktykującym Katolikiem. Radzili, aby postarał się o to,
aby szpital był wojskowy, chociażby w części. Dr. Backhaus
pojechał natychmiast do Bytomia, do Okręgowego głównego lekarza
(Bezirksoberstabsarzt) Dr. Beckera, który był religijny, i
przywiosł zezwolenie na szpital wojskowy na piśmie. Następnego
dnia przyszedł rzeczywiście cały zarząd partyjny, aby przejąć
szpital dla Państwa, Siostry zakonne usunąć i zaangażować
pielęgniarki świeckie z NSV. Można sobie wyobrazić sytuację, w
jakiej znajdowały się Siostry, które uciekały się o pomoc do
Pana Boga i Matki Najświętszej w gorącej modlitwie. Panowie z
Urzędów byli zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się, że szpital został
przeznaczony dla rannych, to też bez dyskusji opuścili szpital,
gdzie Siostry Służebniczki N.M.P. jak i personel lekarski mogli
spokojnie z wielkim poświęceniem dalej pracować. Już
po krótkim czasie przesłał Dr. Becker pierwszych rannych, dla
których przygotowano pokoje, a później cały Oddział i w ten
sposób szpital ocalał.
Maj
1941 r.
Już
połowa szpitala była zajęta przez rannych. Przywożono z frontu
wschodniego cały transport rannych. Dr. Beckhaus wyznaczył wtenczas
następujące Siostry do ich pielęgnacji: S.M. Florencja
(Oberschwester), S.M. Leobina, S.M. Orazma, S.M. Leandra, S.M.
Celerina, S.M. Salaberga (Oddziałowe), do pomocy S.M. Dolores, S.M.
Kamillę, S.M. Osannę, S.M. Leonissę, S.M. Lambertynę, S.M.
Annuncjatę, S.M. Eutychię, S.M.Gudillę, S.M. Protazję, S.M.
Honorinę i następnego roku przyjęto: S.M. Gunthildę, S.M. Adelinę
i S.M. Damienę. Do sali opatrunkowej i operacyjnej wyznaczono S.M.
Bertinę, S.M. Sapiencję, S.M. Eudoxię.
Siostry
przyjęte
do „Wehrmachtu” zmuszono do składania, wobec szefa Dr. Backhausa
i wyższego wojskowego, przysięgi, po czym otrzymywały dowód
wojskowy z fotografią (Verwendungsbuch), w którym notowano rangę
odznaczenia, urlopy, wyjazdy – dokąd i kiedy, miejsce pracy,
personalia. Siostry te musiały często stawiać się na apel,
otrzymywały różne wynagrodzenia i dodatki jak wino, papierosy,
pachnące mydła, którego w czasie wojny nie można było kupić,
koniak, całą bieliznę pościelową, fartuchy i ręczniki. Praca
była uciążliwa, pacjentami byli przeważnie ciężko ranni
żołnierze. Siostry chętnie i z wielkim poświęceniem, miłością
i troską służyły rannym, w bardzo dużo wypadkach przygotowały
umierających na drogę do wieczności.
20
czerwiec 1941 r.
nastąpiła
akcja prześladowania Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP. przez
Gestapo. O godz. 9 rano telefonuje Gestapo: Proszę natychmiast
przygotować 20 łóżek dla zacnych Pań! Nikt nie odważył się
zapytać „dla Kogo”, - był to rozkaz, który musiał być
natychmiast wykonany, a o tym wiedział każdy. S.M. Judita –
Przełożona przyjęła tę wiadomość i za zgodą Dr. Backhausa
przygotowano łóżka na oddziale. Siostry czekają na owe Panie, a o
godz. 12.30 zbliża się ku szpitalu autobus miejski, a w nim
Siostry. Kiedy wysiadają poznajemy nasze młode Siostry i Siostry
Nowicjuszki. Co się stało? pytamy z przejęciem. Nie potrafią
mówić, łzy stają w oczach im i nam. Siostra Przełożona M.
Judita, S.M Silezja, S.M. Florencja, S.M. Agape, S.M. Oliwia, S.M.
Chromacja i inne Siostry witają nowo przybyłe; pytają: „Gdzie
Matka Generalna?; gdzie starsze Siostry?; co się stało?, dlaczego
was przywieźli?”. My Siostry Nowicjuszki nie brałyśmy tej sprawy
tak tragicznie, nie płakałyśmy, ale cieszyły się, że możemy
cierpieć dla Królestwa Bożego. W czasie jazdy nie wiedziałyśmy
dokąd jedziemy, gdy pytałyśmy kierowcę powiedział, że nakazano
mu milczeć, stąd też więcej go nikt nie pytał. S.M. Damiana,
S.M. Adelina i S.M. Armella siedziały blisko kierowcy, który ich
wciąż obserwował. Po przyjeździe do Strzeleckiego szpitala
ucieszyłyśmy się, że przyjechałyśmy do naszych Sióstr i
podziękowałyśmy kierowcy ale ten powiedział: „Wracajcie czem
prędzej do waszych rodziców, inaczej wywiozą was za niedługim
czasie do obozu w Dachau”. Słowa te nas nie przestraszyły,
pokładałyśmy swoją ufność w Bogu, że nas nie opuści, lub daje
tyle siły, byśmy dla Jego Imienia wszystko przetrwały.
Siostra
M. Silezja zaprowadziła nas, nie na oddział dla nas przygotowany,
ale do Klauzury Sióstr na III piętro. Przygotowano nam cztery
pokoje, które przeznaczono później na nowicjat i przydzielono nam
jeden pokój do nauki. Kuria Diecezjalna zatwierdziła szpital w
Strzelcach – Opolskich jako dom Nowicjacki dla Sióstr Służebniczek
N.M.P.
Nowicjuszkami
były: S.M. Pacjencia, S.M. Adelina, S.M. Lüftüddis i kursu
młodszego: S.M. Ambrozja, S.M. Armella, S.M. Irena i S.M. Damiana.
Mistrzynią Nowicjatu była S.M. Hiona, która uczyła nas (obyczaje
/ zwyczaje) życia zakonnego. Dr. Ziellmann był wykładowcą Pisma
Świętego i Historii Kościoła, zaś Ojciec Bentkowski wykładał
Etykę i Ascetykę. Uczęszczałyśmy także do szkoły
pielęgniarskiej i pracowały wszędzie: na oddziałach, w rentgenie,
w izolatce, w laboratorium, w medyko, w fizyko, przy masażach, w
kuchni, refektarzu, pralni i ogrodzie. Siostry były bardzo uprzejme,
życzliwe, nie było nieporozumień, jedna drugiej chętnie pomagała
i doradzała, zwracając się do siebie w jakiej bądź sprawie,
zawsze mówiły z pewnym szacunkiem: „Liebe Schwester”, z tym
wyrazem zwracały się także do Sióstr Nowicjuszek. Siostry
profeski dawały nam Siostrom Nowicjuszkom zawsze dobry przykład,
nikogo nie krytykowały, nauczyłyśmy się od nich wyrzeczeń i
składania drobnych ofiar z miłości do Boga. Rozmawiano prawie
szeptem, głosu nikt nie podnosił, dzienne przepisy przestrzegano
sumiennie i punktualnie. Jako Siostry Nowicjuszki pozostało nam dużo
miłych wspomnień ze Strzelec – Opolskich, gdzie nauczono nas
głębokiej modlitwy, szczerej miłości Boga i bliźniego,
ofiarności, poświęcenia, przestrzegania reguły i Konstytucji
naszego Zgromadzenia.
W
Porębie w czasie eksmisji Matka Generalna S.M. Demetria Cebula miała
zamiar rozwiązać nowicjat. Kilkakrotnie zwracała się do nas z tą
propozycją jak również Ojciec Elpidiusz który mówił:
„Prześladują Kościół św., czekają nas ciężkie chwile,
wracajcie do domu!”. Nas to nie przestraszyło, choć starsze
Siostry przewieziono do Raciborza, skąd po paru tygodniach
przewieziono także do Strzelec a inne wysłano na inne placówki.
Lipiec
1941 r.
Ruch
w szpitalu stał się większy. Kuchnia przygotowywała dziennie
ponad 500 posiłków, co w czasie wojny było dodatkowo ciężkie, ze
względu ma ograniczenia żywności przez „Kartki żywnościowe”.
Kierowniczką tej dużej kuchni szpitalnej była S.M. Bernarda, która
potrafiła rozsądnie pokierować i wszystkich zadowolić. Rannych
było około 300, pacjentów cywilnych około 100, a personelu ponad
100. Powiększył się także personel administracyjny i lekarski.
Nowy lekarz Dr. Nentwich (Stabsarzt), Dr. Flachsenberg i Dr. Peter
byli praktykującemi Katolikami i prawie co niedzielę przystępowali
do Komunii świętej. Dr. Blumber i Pani Dr. John pracowali na
oddziale dla osób cywilnych. Powiększyła się liczba Sióstr.
Kiedy Siostry nasze w prowincji Panewnickiej zostały prześladowane
przez władze hitlerowskie, wtenczas Matka Generalna S.M. Demetria
przyczyniła się do władz z nimi, aby mogły zamieszkać przy
szpitalu w Strzelcach; na co im zezwolono. Jako pierwsze przybyły:
S.M. Annuncjata Dybała, S.M. Aspozja, S.M. Flawina, S.M. Leona, S.M.
Dorota, S.M. Euzebia, S.M. Eugenia, S.M. Hionia, S.M. Fausta, S.M.
Tarzicja, S.M. Egwina. Siostry te pilnie uczyły się języka
niemieckiego, a które nie ukończyły szkoły pielęgniarskiej,
zostały przyjęte do naszej szkoły. Po jej ukończeniu składały z
nami egzaminy.
Sierpień
1941 r.
W
tym miesiącu liczba Sióstr wzrosła do 120, w dwunastu pokojach w
domie głównym zamieszkało ponad czterdziestu Sióstr, reszta
zamieszkała nad pralnią w budynku gospodarczym. W październiku
1941 r. S.M. Pacjencja i S.M. Adelina ukończyły nowicjat.
Rekolekcje odprawiły u Sióstr we Wrocławiu na Monte-Cassino, a
śluby składały w kościele parafialnym we Wrocławiu.
Rok
1942
W
roku 1942 przyjęto do Nowicjatu: S.M. Rigobertę, S.M.
Corsinię, S.M. Coelestynę, S.M. Cortonę, S.M. Agatę, S.M.
Awencję, S.M. Inocentę, S.M. Rajmundis, S.M. Sigrid i później
także: S.M. Alfredę, S.M. Ezechielę, S.M. Melanię, S.M. Meinulfę
i S.M. Rafaelę.
Maj
1942 r.
W
maju 1942 r. nastąpiła zmiana Przełożonej, na miejsce S.M. Judit
mianowano S.M. Arildę, która przybyła ze Zabrza. Śpiewem witały
Siostry serdecznie nową S. Przełożoną, którą przedstawił Ks.
Kurator Dr. Zillmann i Matka Generalna S.M. Demetria Cebula.
Nowa
Siostra Przełożona była dobra, pracowita, usposobienia radosnego,
stąd na jej twarzy malował się zawsze uśmiech, czym zwłaszcza
młodsze Siostry przyciągała. Z dobrocią i serdecznością
zwracała nam uwagę na drobne wykroczenia, dawała dobry przykład w
modlitwie i pracy, sama sumiennie przestrzegała milczenie i żądała,
żeby było przestrzegane. Przez swoją pracowitość upiększyła
park, a w nim urządziła miejsca wypoczynkowe dla Sióstr i altankę
z kwiatami. Postarała się także o „drogę Krzyżową” w lesie,
żeby Siostry mogły ją odprawiać na świeżym powietrzu. W
niedzielę urządziła dla Sióstr wolnych od pracy różnego rodzaju
rozrywki i wesołe rekolekcje, połączone z losowaniem i
loteryjkami. Wieczorami kontrolowała często młodsze Siostry, czy
przestrzegają przepisy zakonne, czy są w domu i czy idą w porę
spać. Dbała o wystarczający odpoczynek dla Sióstr, gdyż „w
zdrowym ciele zdrowy duch, zdolny do największych poświęceń i
ofiar” mawiała.
Rok
1943.
Prawie
dziennie przelatywały amerykańskie bombowce nad naszym szpitalem,
stąd Siostra Przełożona S.M. Arilda dała poświęcić obraz Matki
Boskiej Nieustającej Pomocy i umieścić obok rentgeny, gdzie się
często razem z Siostrami modliła. Szkoda, że Siostra Przełożona
tak krótki czas była w Strzelcach, zaszło bowiem jakieś
nieporozumienie pomiędzy nią i „Wehrmachtem”, na skutek czego
musiała szpital w Strzelcach opuścić i udać się do Kudowy –
Zdroju. Szpital został poszerzony dla „Wehrmachtu”, w parku
wybudowano cztery baraki dla jeńców: angielskich, amerykańskich,
polskich i rosyjskich. Siostra Przełożona i S.M. Bernarda
(kucharka), były dla nich bardzo życzliwe; przez dobre słowo i
czyny sprawiały im wiele radości. Upominały także strażników
niemieckich, by ich nie krzywdzili. Także u lekarzy stawiały się
Siostry za biednymi jeńcami, aby ich nie za wcześnie zwalniali ze
szpitala. Przyjmowały nawet listy jeńców i wysyłały do ich
Rodzin, narażając się na wielkie niebezpieczeństwo, bo za taki
czyn można było się dostać do obozu koncentracyjnego.
Wrzesień
1944.
Wojna
trwała i rozszerzała się na wszystkich frontach. Siostry czyniły
wedle sił zadość Boskiemu Majestatowi przez swoją sumienną i
ofiarną pracę oraz przez modlitwę, chcąc uprosić pokój dla
całego świata. Bez przerwy fale radiowe nadawały naloty bombowców
amerykańskich i angielskich w kierunku Zdzieszowic, Kędzierzyna i
Blachowni. W Strzelcach słychać było odgłosy spadających bomb
jakoby ciężki grzmot.
19
wrzesień 1944 r.
Znowu
ostrzegają radiostacje, że nalot bliski. Przygotowałyśmy się na
ciężką i trudną pracę, gdyż prawie zawsze po nalotach
przywożono rannych. Za chwilę już zaryczały syreny, chorych
znoszono do bunkrów, Najświętszy Sakrament wynoszono z Kaplicy
szpitalnej do piwnicy, gdzie przygotowano skromne Tabernakulum.
Pacjentów było około dwieście, to też Siostry spieszyły się z
ich znoszeniem do bunkrów. Oficerowie i żołnierze „Luftschutzu”
bacznie obserwowali lecące nad nami samoloty. Nagle z jednego
samolotu wylatuje ogień, który znika w powietrzu. Znak ten
zapowiada, że w najbliższym czasie będą bombardować nasz
szpital; samoloty były amerykańskie.
20
wrzesień 1944 r.
Godzina
jedenasta, znowu przelatują groźne samoloty. Syreny ryczą ze
wszystkich stron. Groza ogarnia każdego, wszystko zabiera się do
akcji. Ledwo Siostry zdążyły znieść rannych, a tu już słychać
nadjeżdżające samoloty. Tak Siostry jak i chorzy trwają w
skupieniu, w ciszy serca zanoszą swe modły do Boga, prosząc o
szczęśliwy koniec tych strasznych chwil. Nagle ogromny huk, dom
szpitalny cały się trzęsie i kołysze. Wszyscy patrzą
przestraszeni, dzieci płaczą, podnosi się krzyk pacjentów: „Boże
ratuj”, „Matko Najświętsza nie opuszczaj nas”, „ratunku”,
inni wołają „Mamo”. Oficerowie i lekarze leżą pod ścianą na
podłodze. „Co się stanie z nami?” Mocno wierzymy że Matka
Boska nas ocali. ..... Nagle cisza .......... Dzięki Tobie Boże!...
Dzięki Tobie Matko Najświętsza, Tyś nas zachowała od
nieszczęścia!...
Samoloty
odlatują, boimy się czy jeszcze nie wrócą. Syreny odwołują
alarm, my zaś transportujemy spowrotem chorych na ich oddziały,
następnie każdy który tylko może idzie do naszej drogiej nam
Kaplicy, aby podziękować za cudowne ocalenie. Był to rzeczywiście
cud, bo bomby które zrzucono na szpital, leciały do ogrodu, gdzie
utworzyły kilka głębokich dołów, a inne nie spowodowały
eksplozji i leżały porozrzucane wokoło szpitala, tylko witraże w
Kaplicy były uszkodzone a liczne okna powybijane.
26
wrzesień 1944 r.
Oprócz
ciężkiej pracy dziennej, były jeszcze dyżury nocne. Na stały
dyżur nocny wyznaczono S.M. Adelinę Mikolas, z dwoma sanitariuszami
oraz Księża wojskowi Ks. Wolny i Ks. Ryczko.
Listopad
1944 r.
Od
listopada do stycznia 1945 r. przysyłano nam 2 razy w ciągu
tygodnia transporty z rannymi z frontu. Transporty nadjeżdżały
przeważnie późno wieczorem lub w nocy, z dworca Strzeleckiego
przewożono ich kartkami. Kiedy zgłoszono nowy transport, Siostry
wszystkie chętnie nam pomagały, często ofiarowały swój
wypoczynek dla biednych rannych, którzy często mieli już w ranach
robaki lub inne insekty, sprawiające im jeszcze większy ból.
Czasami byli tak brudni, że nie byli podobni do człowieka. Siostry
z tym większą troską, z ofiarną miłością bliźniego kąpały i
opatrywały ich rany, często ubierały. Gdy były z tym gotowe,
otrzymywali posiłki. S.M. Bernharda potrafiła przygotować to tak
estetycznie, że od razu dostał apetyt. Ranni czuli się wśród
Sióstr jak u swej Matki w domu. Siostry były często już nad siły
wymęczone, zanim udały się na nocny wypoczynek, który był
skrócony, bo rano trzeba było iść na dyżur lub do pracy. Po
kilku dniach, gdy ranni czuli się lepiej, transportowano ich koleją
na zachód, a nasz szpital przyjął nowych pacjentów wprost z
frontu. Tak praca upływała przez kilka tygodni. Praca dla nas
Sióstr jak i lekarzy była męcząca, jednak Pan Bóg dał nam tyle
sił, abyśmy jej podołały.
Boże
Narodzenie 1944 r.
Święta
Bożego Narodzenia były dla nas poważne a nawet smutne, gdyś
oficerowie mówili nam wciąż o zbliżającym się froncie i
ewakuacji, potrafili nawet obliczyć w którym dniu będą rosjanie,
i tak się też stało. W dzień Wigilijny Siostry pracujące przy
„Wehrmacht” otrzymały mydło, słodycze, wino i papierosy, które
to rzeczy w czasie wojny nie można było kupić. Pasterkę o północy
odprawił bardzo uroczyście Ojciec Bendkowski, w czasie której
śpiewały bardzo uroczyście Siostry chórowo. Wszystek personel,
ranni w wózkach i pacjenci zebrali się licznie na tę uroczystą
Mszę Św. w Boże Narodzenie 1944 r. Szopka była piękna,
błagaliśmy Boskie Dzieciątko we wszystkich naszych troskach i
kłopotach, szczególnie o upragniony pokój dla całego świata.
Przez całe święta Bożego Narodzenia aż do Nowego Roku był
dziwny spokój, niezwykła cisza, nie było alarmu, była tylko cisza
przed straszną burzą.
Styczeń
1945 r.
Spokój
nie trwał długo, już po Nowym Roku nowe naloty. Pan Dyrektor
szpitala Dr. Backhaus wydał rozkaz, aby przygotować chorych z
oddziału cywilnego i najpotrzebniejszy sprzęt medyczny do
ewakuacji. Ewakuację przewidywano do miejscowości „Korbach”.
Siostra Przełożona M. Hionia zaszokowana, nie potrafiła nic
Siostrom poradzić, była bezradna, „niech Każda czyni, jak
uważa!” mawiała. Siostry zatrudnione na oddziale cywilnym
przygotowały wszystko i z gotowymi waliskami czekały na dalsze
wiadomości.
16
styczeń 1945 r.
Jak
zwykle rano o godz. 4.30 pobudka, modlitwy poranne, Msza Św., którą
ofiarowano w intencji Sióstr. W skupieniu z wielką pobożnością
modlą się Siostry, ufając, że Pan Bóg oddali różne utrapienia.
Po śniadaniu udaje się każda Siostra na swój oddział do ...
[...]".
I
w tym miejscu tekst się urywa, zostało wyrwanych z kroniki kilka
stron (brakujące to strony nr 24, 25, 26, 27). Same Siostry były
zdziwione, gdy zostały poinformowane o tym fakcie. Kto mógł to
zrobić, nie wiadomo. Wielka szkoda, że osoba wcześniej
korzystająca z kroniki dokonała jej zniszczenia.
Fragment
kroniki Sióstr Służebniczek ze Strzelec Op. z widocznymi wyrwanymi
kartkami pośrodku.
(zdjęcie
zbiory własne)
Dalsza
część tekstu rozpoczyna się od strony 28.
"[...]
paliły. Z Siostrami, których było około 20, pozostał Ojciec
Bendkowski, Pani Anna Świerkot i Pan Hajduk. Wszyscy zebrali się w
Kaplicy przed Tabernakulum, prosząc gorąco Pana Jezusa o
zachowanie ich od nieszczęścia i błogosławieństwo Boże na te
ciężkie chwile. Radio naddawało, że pierwsze czołgi radzieckie
docierają już do naszych stron. Wszyscy domownicy schronili się do
piwnicy. W nocy pierwsi Rosjanie byli już w szpitalu. Gonili po
pokojach, szukając wojsko. W końcu znaleźli ukryte Siostry, gdy je
zobaczyli w stroju zakonnym, od razu pytali, czy gdzież ukrywa się
wojsko?
Pana
Hajduka zabrali, i już myśmy go więcej nie zobaczyły. Pan Hajduk
prosił nas o modlitwę; - szkoda jego, to był człowiek dobry,
religijny, może jest już we wieczności? Ojciec Bendkowski ukrył
się i tak przetrwał.
Za
pierwszymi rosjanami przyszli następni i tak to szło długi czas.
Siostry przeżywały wtenczas okropne chwile. Rosjanie pozabierali
tak ludziom jak i Siostrom wszystko co się dało jak: kury, świnie,
krowy, konie, rowery, zegarki i najróżniejsze przedmioty. Siostra
Bernarda gwałtem wydzierała im to spowrotem i kryła drób i
żywność, aby miała coś dla sióstr, żeby nie zginęły z głodu.
Po 2 tygodniach mieszkania w piwnicach, rosjanie pozwolili Siostrom
zamieszkać w barakach drewnianych, gdzie było bardzo zimno, - bo to
czas ostrej zimy, a baraki były nie opalane. Prawie wszystkie
Siostry zachorowały na grypę, reumatyzm i dur brzuszny. W tym
czasie zmarła S.M. Eteria, S.M. Monalda i S.M. Gonsabra i zostały
pochowane w parku szpitalnym, rosjanie postawili im pomnik z granitu.
28
styczeń 1945 r.
Dziś
dojechałyśmy do Zgorzelca, tam dowiemy się dokąd się mamy udać.
Część Sióstr poszła, by odnaleźć Dr. Backhausa, a ten
oświadczył, że zwalnia nas ze służby wojskowej, każda może iść
dokąd zechce. Po krótkim namyśle wsiadłyśmy do najbliższego
pociągu i zajechałyśmy do Zittau. W Zittau nie było tyle ludzi co
w Zgorzelcu. Spędziwszy noc w poczekalni na dworcu, poszłyśmy nad
ranem do naszych Sióstr w Zittau, gdzie pozostałyśmy przez parę
dni; później pojechałyśmy do „Sauerland” i pracowały aż do
kapitulacji w szpitalu Sióstr Szarytek.
5
lutego 1945 r.
Pozostałe
Siostry w Strzelcach miały kłopoty z wyżywieniem. Czasami
rzeczywiście nie było co gotować, ale dobry Bóg nas nie opuści,
w to mocno wierzymy. Dziś Chińczyk przyniósł Siostrom w basenie
kawałek mięsa, chleb i ziemniaki.
Kwiecień
1945 r.
Kilka
dni przed świętami Wielkanocnymi, szpital został napełniony
rannymi rosjanami, a Siostry i Ojciec Bendkowski musieli szpital
opuścić i zamieszkali na plebani. Prawie wszystkim pozwolono
pracować w szpitalu za wyżywienie. Siostry były z tego zadowolone,
gdyż oprócz jedzenia miały zapewnioną obronę rosyjskiego majora.
Wielka
Sobota 1945 r.
Wielki
Tydzień przeżyłyśmy w zjednoczeniu z cierpiącym Zbawicielem,
ofiarując Mu wszystkie te ciężkie chwile i naszą pracę w celu
egzpiacji za wszystko zło.
Wielkanoc
1945 r.
Święta
przeżyłyśmy bardzo skromnie, ale w sercu panowała miłość ze
Zmartwychwstania Pańskiego i nadzieja, że wszystko minie, a panować
będzie Król Wieków.
26
kwietnia 1945 r.
Pod
koniec kwietnia rosjanie opuścili wraz z rannymi szpital, ale
zabrali ze sobą wszystko, łóżka, aparaty, które pozostały,
krzesła, stoliki, szafy, itp. Szpital został całkowicie
wypróżniony.
28
kwietnia 1945 r.
Siostry,
po opróżnieniu szpitala przez rosjan, wróciły natychmiast z
plebani do szpitala. Widok, jaki zastały, nie dał się opisać.
Pokoje, korytarze, każdy kąt, pełno brudu, ubikacje zapchane. Ile
to dni a nawet tygodni musiały Siostry poświęcić, aby doprowadzić
szpital do ładu. Po uprzątnięciu części szpitala, Siostry
zwróciły się do Zarządu Więzienia we Strzelcach, z prośbą o
pomoc w urządzeniu choćby tylko jednego oddziału, gdyż dużo
chorych zgłaszało się do szpitala, ale nie było gdzie ich
położyć. Naczelnik Więzienia poszedł nam na rękę i przesłał
kilka żelaznych łóżek z materacami i to, co najkonieczniejsze dla
chorego. Chorzy, którzy zostali przyjęci do szpitala, musieli
przynieść ze sobą koc, poduszkę, naczynia do jedzenia i inne
rzeczy, bo szpital nic teraz nie posiadał. Ludzie byli również
bardzo biedni, nie mieli nic, czym mogli zapłacić pobyt w szpitali;
gdyż wszyscy byli wyrabowani przez rosjan, to też nawzajem pomagali
sobie w biedzie. Siostry po całych dniach sprzątały szpital, tak,
że kiedy skończyły z tą pracą, skończyła się wojna. Wtedy
Siostry zwróciły się do organizacji „UNRA” z
prośbą o pomoc w urządzeniu szpitala. Liczba chorych i rannych w
czasie II wojny światowej wyniosła razem około dwóch milionów
ludzi.
Maj
1945 r.
Siostry
wraz z Ojcem Bendkowskim poniosły wielkie ofiary od stycznia aż do
maja; były to: Siostra M. Chionia, S.M. Silezja, S.M. Bernarda, S.M.
Eutychia, S.M. Jolanta, S.M. Irmunda, S.M. Sykstina, S.M. Benwenuta,
S.M. Armella, S.M. Damiana, S.M. Isentrud, S.M. Corsinia, S.M.
Awencja, S.M. Dagoberta, S.M. Silwana, S.M. Joradana, oraz z
prowincji Panewnickiej: S.M. Annunojata, S.M. Liaba, S.M. Euzebia,
S.M. Fausta i S.M. Edwina. Gdy teren ten objął rząd Polski, Matka
Prowincjonalna zabrała swoje Siostry znowu do Prowincji
Panewnickiej. Siostry pochodzenia niemieckiego doznały niejednej
przykrości ze strony Państwa Polskiego, musiały nawet opuścić
teren szpitalny, stąd udały się do Poręby. Ze względu na brak
personelu kuchennego pozostać musiały: S.M. Bernarda, S.M.
Isentrud, S.M. Oliwa, S.M. Angelka i S.M. Chromacja. Dla załatwienia
spraw administracyjnych pozostała z prowincji Panewnickiej S.M.
Annuncjata, która starała się o darowizny dla szpitala z „UNRA”.
Dzięki pomocy z zagranicy, szpital został skromnie urządzony.
Kiedy już kaplica została urządzona, przeniósł Ojciec Bendkowski
Przenajświętszy Sakrament z piwniczego Tabernakulum w procesji
uroczyście do kaplicy na II piętro, błogosławiąc w drodze każdy
pokój. Niejedna z tych Sióstr, które tu front w Strzelcach
przeżyły, stały już pod ścianą na rozstrzelanie i liczyły
minuty swego życia. Bóg jednak tego nie dopuścił, stąd też w
tej chwili miały za co Panu dziękować i z głębi serca zaśpiewały
swoje „Te Deum”.
Czerwiec
1945 r.
Siostry
nadal pracowały z wielkim poświęceniem w szpitalu. Były bardzo
biedne, ale na to niezważały, ich największą radością było, że
mają Pana Jezusa tak blisko. Chorych przybywało coraz więcej, to
też brakowało rąk do pracy. Stąd wysłano delegatkę na zachód
do Sióstr, które z nami w szpitalu w Strzelcach razem pracowały, z
prośbą, aby wróciły. Z wielkimi trudnościami wróciła S.M.
Florencja, która objęła fizykoterapię, Siostra M. Leobina objęła
oddział I, S.M. Sapiencja i S.M. Bertina do pracy w sali
operacyjnej. Powoli otrzymałyśmy potrzebne aparaty, sto łóżek,
koce i bieliznę pościelową z „UNRA”. Zarząd
Wojewódzki przydzielił nam pierwszego lekarza Dr. Januszewskiego.
15
sierpień 1945 r.
Dziś
na Górze św. Anny były nieporozumienia polityczne, w czasie
których kilka osób zostało rannych, których przywieziono do
szpitala naszego. Wtedy przedstawiciele Państwowi zauważyli brak
sprzętu medycznego i aparatów. Czyniąc natychmiastowe starania,
również przez „UNRA” otrzymaliśmy aparaty rentgenowskie,
sprzęt medyczny i różne inne potrzebne rzeczy. [...]”
Tutaj
zakończymy, gdyż dzień 15 sierpnia 1945 roku jest ostatnim z
wpisów do kroniki Sióstr Służebniczek dotyczącym interesującego
nas przedziału czasowego.
Niemieccy
żołnierze przed wjazdem do strzeleckiego szpitala na ul. Opolskiej
(wówczas Oppelner Straße). Zdjęcie górne pochodzi z
1941 roku (źródło:
fotopolska.eu),
zdjęcie
dolne - widok współczesny tego samego miejsca w roku 2016 (źródło:
zbiory własne).
Znajdujący
się w przyszpitalnym parku grób
zmarłych
w styczniu 1945 roku Sióstr
Służebniczek.
"[…]
Prawie
wszystkie Siostry zachorowały na grypę, reumatyzm i dur brzuszny. W
tym czasie zmarła S.M. Eteria, S.M. Monalda i S.M. Gonsabra i
zostały pochowane w parku szpitalnym, rosjanie postawili im pomnik z
granitu […]" (cytat
z kroniki zakonnej Sióstr Służebniczek w Strzelcach Op.)
(zdjęcia
zbiory własne)
Tekst
opublikowany po raz pierwszy na starym blogu (historian.bloog.pl)
dnia 23. 03.2017 | 20:10
Źródło:
1.
Kronika Domu Zakonnego Sióstr Służebniczek w Strzelcach.
Komentarze
Prześlij komentarz